Jako, że stałem się człowiekiem, któremu adwersarz zadedykował temat, jednocześnie stawiając mnie na równi z Panem Mariuszem Borowiakiem (czego życzyłbym sobie najbardziej w cyferkach zakupionych egzemplarzy książki), chcę napisać odpowiedź szanownym Kolegom z FOW , szanownym Gościom i Panu występującemu pod pseudonimem U1. Czynię to chociażby z tego względu, żeby porównanie Pana U1 było chybione, gdyż Pan M.Borowiak najprawdopodobniej nie wystąpił tutaj w roli odpowiadającego na słowa krytyki swoich prac. Niestety z różnych względów, dyskusja przybrała charakter cynicznych przytyków i ataków personalnych co jest właściwie bezpośrednią przyczyną, dla której zdecydowałem się na odpowiedź pod własnym nazwiskiem. W chwili kiedy piszę ten tekst oczekuję z ufnością, że Miko aktywuje konto użytkownika, pod którym się zarejestrowałem ponownie, bym mógł napisać tą odpowiedź sam, nie korzystając z kont uzytkownikówforum FOW, Szanownych Kolegów. Po tym krótkim wstępie bezpośrednio pragnę sie ustosunkować do krytycznych uwag Pana U1.
Dziwi mnie, że Pan U1 jakoś nie podważa faktu spóźnienia ORP Orzeł w dniu 1 września 1939 roku, oraz miejsca cumowania okrętu. Widać szybka analiza materiałów, której mogłem dokonać dzięki wydatnej pomocy Kolegi WRR zaopatrującego mnie w rzeczy niedostępne w UK. Zatem mamy tu relacje osób postronnych, które całkowicie podważyły relacje tudzież plotki. Źródłem tej plotki byli oficerowie okrętu, choć obiło mi się także o uszy, że był to mat Barwiński ( z całą pewnością jego polegli Koledzy nie byliby chętni do poparcia go). Zatem mamy Orła stojącego jak Pan Bóg i Unrug przykazał w porcie wojennym na Oksywiu, który w chwili nalotu pobierał wodę pitną. O czym chyba nie pamiętał por.Mokrski pisząc swój list. Logicznym staje się, że Kłoczkowski zamyślający o ucieczce i wyczerpaniu wody mógł spokojnie wykorzystując stanowisko d-cy, zakazać Olesińskiemu pobierania wody. Zatem por.Mokrski goni w piętkę. Tak samo jak B.Romanowski, E.Kosiarz, J.Pertek, Cz.Rudzki M.Borowiak i każdy, kto zajmował się tą sprawą.
Orzeł opuścił port na czas, a Kłoczkowski był na miejscu.
W czasie mobilizacji Kłoczkowski opuścił rejon portu wojennego raz, ponieważ chciał wysłać list do żony.
Pan U1 pisze, że fałszuję historię i wypowiedzi chociażby B.Romanowskiego, który oceniał i potępiał H.Kłoczkowskiego. Jakowoż taka ocena z mojej strony, odnosi się do cytatu B.Romanowskiego jaki został użyty przez M.Borowiaka w "Suplemencie". Znajdzie Pan także odniesienie się do B.Krawczyka (choć oczywiście chodzi tu o obsadę oficerską ORP Wilk), gdzie wzmiankuję o tym, że uwierzyli przynajmniej z jednego powodu, którym była absencja Henryka Kłoczkowskiego na pokładzie okrętu w Wielkiej Brytanii. To działa na starej zasadzie, że nieobecni nie mogą się bronić, i drugiej kiedy ludzi kupa i Herkules ... . Z takimi sytuacjami spotykamy się na codzień, kiedy grupa osób obrabia to i owo pojedyńczej nielubianej osobie. W przypadku Kłocza sprawa była dużo poważniejsza i obrabianie miało cel. Jednak dr.historii to nie to samo co psychologii, a opinię swoją buduję na podstawie rozmów z psychologiem w temacie zachowań grupowych.
Przejdźmy zatem do sprawy ataków na Orła.
Najpierw zapytał Pan czy są mi znane jakieś inne ataki niż pojedyńczy atak lotniczy z 2 września 1939. Zatem przyjął Pan, że atak wykonany przez samoloty niemieckie był wymierzony przeciwko okrętowi. Jednocześnie podważa Pan, że było tych ataków więcej, w czym podważa istniejący "Odpis z Książki Działań Wojennych" autorstwa oficerów. Ja doskonale wiem, że oficerowie to odtwarzali w kupie. Mimo to przeczy Pan, tym właśnie wywyższonym na piedestały oficerom. Ja wiem doskonale i to, że oskarżyli Kłocza o podawanie zwiększonej liczby ataków. Jednak dowód jest autorstwa tych właśnie ludzi, a nie oskarżonego. Tak więc jeśli można mówić o fałszowaniu Dziennika Działań Wojennych ORP Orzeł, to fałszerzami byli właśnie oficerowie okrętu. Zatem pozostaje podpatrzeć co o tym pisze jeszcze niczego nieświadomy Kłoczkowski. Jego notatki są pisane w czasie teraźniejszym, tak jakby wydarzenia, które opisuje właśnie się działy, a autor pisał dla siebie. Zdecydowanie wątpię w fakt, że są to notatki z Estonii, i właśnie dlatego są wiarygodne. Liczba ataków przeprowadzonych na Orła, a zanotowanych przez oficerów z Orła to "sześć", włączając atak w okolicy sektora Rysia, popołudniem dnia 4 września 1939. Kłoczkowski pisząc dla samego siebie na ten przykład o dniu 2 września wspomina o kilkakrotnym atakowaniu Orła przez samoloty i bliskich wybuchach. Ja wiem, że teraz pojawi się zarzut, że oficerowie odtwarzali orginał Dz.Dz.W autorstwa Kłocza, tylko jakoś Kłocz w tym odtwarzaniu udziału nie brał, zatem jakiekolwiek pominięcia i kłamstwa są tam zawarte odpowiedzialność za fałszowanie i kłamanie spada na tych oficerów. Jednak już twierdzenie Pana na temat bliskości baz niemieckich jakobym je wyraził jest kłamstwem, i nie obawiam się tego napisać. Zagrożenie atakami lotniczymi bo takiego użyłem stwierdzenia. Jednocześnie pragnę wskazać drobną nielogiczność w wywodach Pana. Otóż najpierw twierdzisz Pan, że to nie tak nie takie bomby, nie takie zapalniki, po czym przyjmujesz za pewnik, iż jednak samoloty atak przeprowadziły. Znaczy się niby, że jak ? Rzucali bomby, które miały nie wybuchnąć ? Bo niby 10 metrów bo niby cel morski ? Co by nie skłamać, Orzeł był celem morskim, a kadłub okrętu przebywającego na peryskopowej znajdował się mniej więcej na głębokości 10 - 15 metrów. Zupełnie odmienną kwestią jest trafienie, ale przecież wybuch ładunku o masie 50 kg niekoniecznie poprzez trafienie bezpośrednie mógł rozszczelnić okręt. Dziwię się, że nie dyskutuje Pan z wejściem Orła w pole minowe postawione przez Wilka, bowiem pole to delikatnie mówiąc wskazuje pozycję Orła w dniu 3 września 1939 po drodze pod Gdańsk. Na poparcie tego, są mapy z Wilka gdzie zaznaczono pozycję pola minowego. I jeszcze jedna uwaga dotycząca wyjątkowo paskudnego przyzwyczajenia Pana : Proszę nie sugerować jakoby załogi polskich okrętów podwodnych był bandą dyletantów, którzy nie potrafią odróżnić odgłosu bliskiego wybuchu z odgłosami wybuchów na lądzie odległym o kilka mil. Zważ Pan na słowa kiedy traktujesz o marynarzach z PMW.
Wypada odnieść się w tym miejscu do krytyki i wyliczeń Pana U1 dotyczących aktywności lotnictwa. Mnie Pan tego tłumaczyć nie musi, bo rozumiem Pańską analizę sił powietrznych zaangażowanych w rejonie jak i częstotliwość ich lotów, nie będę z tym nawet dyskutował. Jednak byłoby miło gdyby wytłumaczył Pan to dowódcom polskich okrętów podwodnych, którzy w 1939 nie mieli dostępu do danych jakie Pan posiada w 2008, a zdanie mieli zdecydowanie odmienne. Może zacytuję dwie z ich wypowiedzi:
Tutaj tylko jedna uwaga osobista ode mnie: Drogi Panie, bardzo to żałośnie wygląda, kiedy atakując mnie, wyśmiewa Pan słownictwo użyte przez Ś.P. B.Krawczyka w kwestii producenta samolotu. Odrobinki szacunku Panie. Przypisy by trzeba czytać w ogóle zanim zacznie się komuś wytykać błędy. Jeśli będzie się Pan wybierał do UK, z wielką przyjemnością zawiozę Pana na grób Kuby, tak jak sam tam kiedyś pojechałem. I obym nie musiał wytykać Panu błędów pisowni bo komuś z tytułem doktora nauk humanistycznych jakoś to nie przystoi. Zwłaszcza takiemu doktorowi, który nie odpuści sobie.kmdr.Krawczyk pisze: W odległości 2 mil od Helu ORP Wilk znalazł się w strefie bezustannie patrolowanej przez lotnictwo niemieckie. Samoloty i wodnosamoloty niemieckie latały pojedyńczo i kluczami wzdłuż tras Hel - Ujscie Wisły, Hel - Gdańsk, Hel - Piława. Najczęstsze były klucze samolotów typu Henckel, które latały z szybkościa 120 - 150 km/h na wysokości 100 - 200 m i stale patrolowały obszar zatoki gdańskiej
Warunki meteorologiczne sprzyjały w niezwykły sposób Niemcom. Dzień słoneczny , niebo bez chmur, morze 0 - 2 ułatwiały im obserwację, a nas zmuszały do specjalnej czujności, a zwłąszcza, że niejednokrotnie obserowowaliśmy samoloty z kilku stron w odległości 300 - 400 m. Początkowo opuszczałem peryskop, gdy samolot przelatywał blisko. Kiedy jednak okazało się, że samoloty pojawiały się co kilkanaście minut poleciłem opuszczać peryskop i ewentualnie zanurzać się na 20 m jedynie gdy samoloty leciały wprost na nas.
Muszę oczywiście oświadczyć, że są to tylko 2 przykłady, a nie całość tego co twierdzili polscy dowódcy okrętów podwodnych, a twierdzili między innymi, że samoloty po wykryciu okrętu podwodnego natychmiast atakuja i ściągają okręty zop. Przy czym nie ja to sobie wymyśliłem, a tak wyczytałem. Jednak Pan najpierw twierdzi, że to nieprawda bo mało mieli Niemcy samolotów, po czym podważa Pan najpierw ewentualność przebywania Orła pomiędzy 19, a 20 połudunikiem. Kiedy jednak i to upada, bo przecież nie możesz Pan stwierdzić, że członkowie załogi Orła mieli omamy widząc kursy na mapach, słysząc odpowiedzi oficerów okrętu mówiące o nazwie Busterort. Przy czym twierdzi Pan, że nik przy zdrowych zmysłach nie wsyłałby Orła w ten rejon bo tam było lotnisko. Najpierw więc twierdzisz Pan, że zagrożenie lotnictwem było żadne bo nie mieli b.h. , poczym na użytek własny twierdzisz, że jednak zagrożenie było. Następnie jak mniemam twierdzisz Pan, że rozkaz zmiany sektorów z dnia 5 września 1939 roku nie istniał i nie mówił o 20 stopniu E jako granicy sektora. No chyba, że uważasz Pan, iż Unrug, Mohuczy i Kłocz wiedzieli gdzie rozmieszczone były lotniska oraz siły niemieckie stacjonujące na terenie Prus Wschodnich. By nie skłamać trąci to nonsensem, żeby nie powiedzieć science fiction jaką mi Pan zarzucasz. Po czym kiedy znowu okazuje się, że jednak nie jest po myśli Pana, to stwierdzasz Pan, że zarzut był inny bo nie operował w S części sektora. Co by nie skłamać Pan tego z całą pewnością nie wiesz, a odczucia dotyczące rejonu przebywania Orła to już Pana subiektywna sprawa.kmdr.Żebrowski pisze: Niemcy będąc dokładnie poinformowani o naszych siłach na morzu, wiedząc, że mają przeciwko sobie jedynie okręty podwodne wypuścili na morze jedynie takie jednostki, dla których okręt podwodny nie jest groźny /małe i szybkie/, a które przedstawiają wielkie niebezpieczeństwo dla oo.pp, ze względu na posiadane aparaty podsłuchowe i bomby. Lotnictwo patrolujące na niedużych wysokościach około 50 m wymagało bardzo starannej obserwacji przez peryskop lub schodzenia na większą głębokość.
No i oczywiście kwestia dowodzenia Orłem przez Jana Grudzińskiego.
To regulował art.26, art 27 RSO. Jednak by z.d.o. stał się d.o. potrzebny był rozkaz, bo inaczej to mamy rozdwojenie dowodzenia w chwili kiedy z.d.o. uzna, że nadszedł czas, tudzież jego własne widzi mi się na przejęcia dowodzenia. Odpowiadam także Szanownemu J.B. Oczywiście, że ma Pan rację i RSO o tym mówi wymieniając p.o.d.o w art.27 RSO, gdzie nazywany jest jako „D.o. pełniący obowiązki w zastępstwie.” Zwyczajnie użyto inny szyk wyrazów, ale znaczenie nie pozostawia wątpliwości.
Chciałbym się jeszcze odnieść do kwestii owej błyskotliwości Kłocza. Być może rzeczywiście przykład był nie na to co chciałem powiedzieć. Może więc spróbujmy tego: To Kłoczkowski opracował metodę torpedowania, i Kłoczkowski wymyślił porwanie Sępa z Holandii ( W drugim wypadku powołuję się na Kol.crolicka, który podobno to wyczytał w CAW).
Moja uwaga dotycząca mojej wiary w Kłoczkowskiego i podoficerów. Otóż mówimy łącznie o 6 osobach, z czego istnienie 5 zostało ukryte przez sędziego Jaskólskiego. Ja osobiście życzę każdemu człowiekowi by miał takie poczucie uczciwości jak Ci ludzie.
Odpowiadając w kwestii losów Kłoczkowskiego po tym wszystkim. To pływał on na polskim statku handlowym w konwojach, a jednocześnie starał się o pracę na statkach amerykańskich. Adres koerspondencyjny Kłocza w UK był w Londynie. Po rozprawie poprosił o wydanie Książeczki Żeglarskiej, którą wydano mu wraz z tytułem „kapitana żeglugi wielkiej”. Pływał na polskim statku handlowym w chartkerze II oficera, po tym na jednostce typu Liberty w charakterze II i I oficera. Ostatecznie osiadł w USA.
Część rodziny Kłoczkowskiego nigdy go już więcej nie zobaczyła. Syn Kłoczkowskiego miał trochę szczęścia. Od czasu kiedy widział swojego ojca w dniu 24 sierpnia 1939 roku po raz ostatni przed wojną minęło 8 lat zanim spotkał się z nim ponownie w USA w 1947 r. Nigdy nie był w Estonii, tak jak jego siostra i matka. Ich droga wiodła z Gdyni przez Pińsk do Skrazyska Kamiennej, aż w końcu do Warszawy, gdzie rozdzielili się.
No i ten Bremen, którego podobno spotkali i podobno można było. Już wiemy, że to nie Bremen, ale zatem co ? Kto go widział ? Podobno Piasecki przez peryskop. Zatem skąd Grudziński i Mokrski wie z całą pewnością jeśli nie widzieli tego statku na oczy ? Piasecki jako oficer stwierdza "z napisem Bremen". Niby gdzie ten napis ? Bo jeśli na rufie to tam nazwa portu macierzystego byłaby, a będąc pewnym powiedziałby. "widziałem nazwę portu macierzystego", "widziałem nazwę statku" na rufie. No i oczywiście kwestia przepychanki. Niby jak ? Jak to sie stało, że nikt tego nie zauważył w centrali ? Przecież byli tam ster-sygnaliści. Mimo to jedynie Pisaceki stwierdził, że widział, zameldował Kłocz go odepchnął. Trąci to bajaniem. Przy czym mamy 12 września, okręt jest jeszcze w pobliżu Prus Wschodnich czyli tego lotniska, o którym Pan wspominasz. Na okręcie oni tego nie wiedzieli, ale z całą pewnością widzieli samoloty.
Nigdy nie pozowliłbym sobie by Pana poprosić o cokolwiek w sprawach materiałów, a te jak Pan piszesz rachunki za naprawy i tak wygrzebię w Kew Gardens bo stocznia dawno została zamknięta. Na takiej samej zasadzie powiem Ci Pan, że właśnie mam na celowniku opracowania kontrwywiadu dotyczące Kłocza i Arciszewskiego, orginalne rapory z mapami z polskich okrętów podwodnych operujących z Wysp Brytyjskich w tym Orła i jescze kilka papierków. Odpowidajac w kwestii opracowania Sztabu Generalnego z Londynu, na którym się Pan opiera, mogę powiedzieć, że między innymi opieram się na Historii PMW w wojnie Polsko - Niemieckiej napisanej dla Biura Historycznego PMW. Ze wstępem autorstwa J.Świrskiego - czyli przeczytał i zaakceptował jako prawdę. Postąpię tak jak Pan. Mam wiem, ale całuj psa w nos. Tu wypada podziękować Kolegom, którzy odpowiedzieli na moje apele o pomoc w sprawie materiałow dotyczących różnych okresów i wydarzeń związanych z życiem Kłoczkowskiego.