Czyli 1 kon wazyl 8260 kg, no odejmijmy po 150 kg na 2 pastuchow, to tez duzo zostanie, no cos 20kg na siodlo, to byly konie!Marguerite – gabara do transportu koni,. Nośność 380 ton, Mogła zabierać 46 koni.
Przewóz koni drogą morską
Przewóz koni drogą morską
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Wyliczenie dowcipne
, ale bezsensowne. Nośność to nie ładowność. Gabara miała blisko stu ludzi załogi (98 x 70 = 6860 kg). Zgodnie z regulaminem powinna była posiadać zdolność zabierania dla nich żywności na pół roku i wody na 4 miesiące. Ponieważ rzeczy te musiały być przechowywane w ciężkich beczkach i skrzyniach, ważyły dużo. No i potrzebne było drzewo opałowe. Razem oznaczało to 76 ton. Poza tym miała 2 działa 12-funtowe i 10 karonad 18-funtowych co łącznie z lawetami dawało 11 ton. Do tej artylerii trzeba doliczyć amunicję. Dajmy na to bardzo skromnie (zaniżam w stosunku do praktyki!) 10 ton. A teraz konie – tak się dziwnie składa, że podczas rejsu (a rejs przez Atlantyk mógł swobodnie trwać ponad miesiąc) też musiały jeść i pić, a tej paszy i wody nie dało się znaleźć za burtą. Nie mam pojęcia, ile koń zjada i wypija co dzień, ale załóżmy, że tylko jeden litr wody, co przez 4 miesiące dla 46 koni będzie oznaczać 5,5 tony. Dalej idzie omasztowanie, ożaglowanie i olinowanie, oraz całe inne niezbędne wyposażenie (w tym kotwice!). Dla trójmasztowej gabary tej wielkości ważyło to około 60 ton. Szalupy – gdzieś koło 8 ton albo więcej. Po dodaniu wyjdzie nam, że na ładowność (zdolność ładunkową) pozostało NAJWYŻEJ około 200 ton.
Na końcu rzecz najważniejsza. Każdy, kto kiedykolwiek widział żywego konia, wie doskonale, że w jego transporcie najważniejsza jest nie masa (chyba że wiezie się konie przeznaczone na rzeź, w typowych, zbrodniczych i nielegalnych warunkach). Gabara przeznaczona do przewożenia koni musiała mieć wielkie, przestronne i wysokie pomieszczenie na śródokręciu. Konie winny mieć ograniczoną możliwość ruchu, ale to nie brojlery. Poza tym powinien być do nich zapewniony dostęp dla obsługi ze wszystkich stron, paśniki (czy jak to się tam nazywa), stałe koryta na wodę itd. Luki musiały być tak zbudowane, aby przerażonego, wierzgającego konia, można było bez problemów opuszczać w dół prosto do okrętowej stajni i stamtąd go podnosić. To tego potrzebne były najcięższe talie, opuszczane z grotmasztu, a nie z żurawików łodziowych. Gdyby do przewożenia 46 koni o masie 800 kg każdy wystarczyło użyć żaglowca o ładowności 37 ton, to wtedy kopyta przednie musiałyby byś wciśnięte do forpiku, a ogony do prochowni na rufie. Tak wyliczać można transport koniny, a nie koni, z siodłami czy bez.
Jest oczywiste, że każda gabara przystosowana do przewozu koni, przewoziła też masę innych ładunków i na to była jej potrzebna nadwyżka ładowności. Jeżeli np. te 46 koni stanowiło jakąś część wyposażenia oddziału artylerii, to trudno, aby po przewiezieniu na miejsce walk (a nie targ koński) szukać rymarzy i zamawiać u nich siodła, zaprzęgi itp., szukać ludwisarzy i zamawiać u nich odlanie dział, szukać stolarzy i zamawiać jaszczyki itd. Raz jeszcze zwracam uwagę, że transport koni wojskowych w rejon walk nie był transportem koniny, a jeśli przez głupotę rozmaitych rachmistrzów, którzy chcieli oszczędzić na wydatkach, czasem był (zdarzało się podczas wojny krymskiej), kończył się bardzo smutno dla wszystkich zainteresowanych.
Krzysztof Gerlach
Na końcu rzecz najważniejsza. Każdy, kto kiedykolwiek widział żywego konia, wie doskonale, że w jego transporcie najważniejsza jest nie masa (chyba że wiezie się konie przeznaczone na rzeź, w typowych, zbrodniczych i nielegalnych warunkach). Gabara przeznaczona do przewożenia koni musiała mieć wielkie, przestronne i wysokie pomieszczenie na śródokręciu. Konie winny mieć ograniczoną możliwość ruchu, ale to nie brojlery. Poza tym powinien być do nich zapewniony dostęp dla obsługi ze wszystkich stron, paśniki (czy jak to się tam nazywa), stałe koryta na wodę itd. Luki musiały być tak zbudowane, aby przerażonego, wierzgającego konia, można było bez problemów opuszczać w dół prosto do okrętowej stajni i stamtąd go podnosić. To tego potrzebne były najcięższe talie, opuszczane z grotmasztu, a nie z żurawików łodziowych. Gdyby do przewożenia 46 koni o masie 800 kg każdy wystarczyło użyć żaglowca o ładowności 37 ton, to wtedy kopyta przednie musiałyby byś wciśnięte do forpiku, a ogony do prochowni na rufie. Tak wyliczać można transport koniny, a nie koni, z siodłami czy bez.
Jest oczywiste, że każda gabara przystosowana do przewozu koni, przewoziła też masę innych ładunków i na to była jej potrzebna nadwyżka ładowności. Jeżeli np. te 46 koni stanowiło jakąś część wyposażenia oddziału artylerii, to trudno, aby po przewiezieniu na miejsce walk (a nie targ koński) szukać rymarzy i zamawiać u nich siodła, zaprzęgi itp., szukać ludwisarzy i zamawiać u nich odlanie dział, szukać stolarzy i zamawiać jaszczyki itd. Raz jeszcze zwracam uwagę, że transport koni wojskowych w rejon walk nie był transportem koniny, a jeśli przez głupotę rozmaitych rachmistrzów, którzy chcieli oszczędzić na wydatkach, czasem był (zdarzało się podczas wojny krymskiej), kończył się bardzo smutno dla wszystkich zainteresowanych.
Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
I jeszcze jedna istotna informacja dotycząca jednostek specjalnie przystosowanych do przewożenia koni, z różnych czasów. Określenie „statek do transportu koni”, czy – jak woleli Francuzi - „statek-stajnia” nigdy nie implikowało, że woził on maksymalną liczbę wierzchowców, jaka by się na nim zmieściła (właśnie zmieściła, ponieważ tu decydującym kryterium była pojemność, a nie ładowność masowa), nawet w dobrych warunkach. O tym przesądzało zapotrzebowanie armii. Statki krzyżowców bodaj już w XII wieku (nie pamiętam dokładnie) woziły konie, ale to wcale nie oznacza, że upychano na nich całe stadniny i głowy końskie wystawały z każdej strony tylko dlatego, że tak by się dało z uwagi na masę ciała. Jeden, czy kilku możnych rycerzy, wynajmujących statek, kazało swoim pachołkom wprowadzać przez specjalne, wielkie furty burtowe swoje super cenne rumaki bojowe, kosztujące kilka wiosek i szkolone latami, a także garść podjezdków. Reszta wędrowała lądem, walczyła pieszo albo zdobywała konie na przeciwnikach. Ci możni rycerze wozili ze sobą całe armie służących, nierzadko prawie dwory i żony lub kochanki (albo jedno i drugie), zapasy, namioty, uzbrojenie. Mowy nie było, aby konie zajmowały cały statek, a oni płynęli wpław za rufą.
Termin „specjalnie przystosowany do transportu koni” oznaczał tylko, że były na nim szczególne do tego udogodnienia – boksy, koryta, punkty mocowań, luki, talie, kanały dla zmywania fekalii itd. Jeśli armia Napoleona, która niemal wszędzie mogła przedostać się lądem, zamówiła u Jacquesa Sané projekt gabary do przewożenia 46 koni, to oczekiwała, że oprócz możliwości transportu wielu innych rzeczy (i ludzi), będą na niej wszystkie rozwiązania specjalne związane z tym specyficznym i wymagającym ładunkiem, a nie, że konstruktor stworzy holowaną barkę, na której da się zmieścić dokładnie 46 koni. Mogło chodzić np. o wierzchowce sztabu czy nawet oficerów piechoty. W tamtych czasach popularne było, że dla lepszego rozeznania pola walki i łatwiejszej komunikacji, kadra oficerska walczyła na koniach, nawet jeśli dowodziła piechurami czy zwykłą (tzn. nie-konną) artylerią. Kiedy w czasie wojny krymskiej alianci doszli do wniosku, że miejscowe konie nadają się jedynie do jedzenia, musieli transportować na Morze Czarne prawie wszystkie wierzchowce – wtedy okręty podobnej wielkości zabierały ich więcej, ponieważ taką specyfikację złożono u projektantów.
Krzysztof Gerlach
Termin „specjalnie przystosowany do transportu koni” oznaczał tylko, że były na nim szczególne do tego udogodnienia – boksy, koryta, punkty mocowań, luki, talie, kanały dla zmywania fekalii itd. Jeśli armia Napoleona, która niemal wszędzie mogła przedostać się lądem, zamówiła u Jacquesa Sané projekt gabary do przewożenia 46 koni, to oczekiwała, że oprócz możliwości transportu wielu innych rzeczy (i ludzi), będą na niej wszystkie rozwiązania specjalne związane z tym specyficznym i wymagającym ładunkiem, a nie, że konstruktor stworzy holowaną barkę, na której da się zmieścić dokładnie 46 koni. Mogło chodzić np. o wierzchowce sztabu czy nawet oficerów piechoty. W tamtych czasach popularne było, że dla lepszego rozeznania pola walki i łatwiejszej komunikacji, kadra oficerska walczyła na koniach, nawet jeśli dowodziła piechurami czy zwykłą (tzn. nie-konną) artylerią. Kiedy w czasie wojny krymskiej alianci doszli do wniosku, że miejscowe konie nadają się jedynie do jedzenia, musieli transportować na Morze Czarne prawie wszystkie wierzchowce – wtedy okręty podobnej wielkości zabierały ich więcej, ponieważ taką specyfikację złożono u projektantów.
Krzysztof Gerlach
- dessire_62
- Posty: 2033
- Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
- Lokalizacja: Głogów Małopolski
Bardzo ciekawa historia ,PMW również miała krypy do transportu koni ,
Pozdrawiam.
Dla ilu koni ? Może Ryszard ma rysunek razem z ładunkiem ?Krypa transportowa dla koni:
113 t; bez napędu; bez uzbr.
B 24, 3.29: K 24 (; FP; s†17.9.39, rej. Sytnicy, Kan. Sytnicki)
x10 albo i x20,wiadro 10 litrowe rano i wieczoremile koń zjada i wypija co dzień, ale załóżmy, że tylko jeden litr wody,
Pozdrawiam.
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Mój Boże, 20 litrów! Tak mi się wydawało, że chyba krzywdzę biedne bydlęta. Niestety w młodości poiłem tylko krowy, a i tak nie robiłem tego metodycznie – lałem ile wlazło, dopóki były spragnione, i nie mam pojęcia ile tego wypadało na rogatą głowę
.
Zatem 46 koni przez 120 dni mogło wypijać nawet 110 ton wody! Raczej nie zabierano więc zapasu na 4 miesiące, jak dla ludzi.
Nieuzbrojone i nie wyposażone w skomplikowany (oraz ciężki) takielunek barki końskie na rzece, którą płynie słodka woda, to mocno co innego, ale porównanie na pewno byłoby ciekawe.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach

Zatem 46 koni przez 120 dni mogło wypijać nawet 110 ton wody! Raczej nie zabierano więc zapasu na 4 miesiące, jak dla ludzi.
Nieuzbrojone i nie wyposażone w skomplikowany (oraz ciężki) takielunek barki końskie na rzece, którą płynie słodka woda, to mocno co innego, ale porównanie na pewno byłoby ciekawe.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
...no, ale gwoli ścisłości nośność "zużywa się" (uszczuplając ładowność) tylko wyposażeniem ZAPASOWYM (części zamienne, etc.)...Krzysztof Gerlach pisze:...Dalej idzie omasztowanie, ożaglowanie i olinowanie, oraz całe inne niezbędne wyposażenie (w tym kotwice!). Dla trójmasztowej gabary tej wielkości ważyło to około 60 ton. Szalupy – gdzieś koło 8 ton albo więcej. Po dodaniu wyjdzie nam, że na ładowność (zdolność ładunkową) pozostało NAJWYŻEJ około 200 ton.
zasadnicze wyposażenie nie czekające na potrzebę, tylko podstawowe i aktualnie używane w (i niezbędne do...) eksploatacji (zwłaszcza np. kotwice, ale i zasadniczy zestaw takielunku też w to raczej wchodzi) NIE USZCZUPLA ładowności (nie "zużywa" części nośności), tylko zaliczane jest do "light ship" - do masy statku pustego...
pusty to nie znaczy, że "odarty ze wszystkiego", a jedynie, że bez ładunku, załogi, bagażów załogi i bez ZAPASÓW (części zamienne, woda pitna i techniczna, smary i oleje, farby w magazynku bosmańskim, paliwo, prowiant, etc.)...
no, chyba, że w DAWNYCH czasach inaczej było, ale też na dawne czasy nie da się tak wprost przenosić pojęć "nośność", "ładowność", etc. w dzisiejszym rozumieniu...
FFrancja wydaje mi sie miala problemy z transportem wojska w ctzzasie wojny krymskiej ,za mala byla flota handlowa i nie przystosowana do transportu duzych ilosci wojska, stad serie duzych transportowcow. Anglia miala duza flote ocesniczna, w tym kilkadziesiat statkow subwencjonowanych , ktore byly przygotowane do uzycia jako transportowce w razie potrzeby. Flota indii tez miala w xix wieku cala flote transportowa.
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Cytat:
no, chyba, że w DAWNYCH czasach inaczej było, ale też na dawne czasy nie da się tak wprost przenosić pojęć "nośność", "ładowność", etc. w dzisiejszym rozumieniu...
W dawnych czasach BYŁO trochę inaczej. Tym niemniej nikt nie „przenosi” pojęć nośności i ładowności w dzisiejszym rozumieniu, a wręcz przeciwnie. Pisząc z pamięci, BYĆ MOŻE trochę przesoliłem w odejmowaniu masy takielunku, wyposażenia pokładowego i łodzi, gdyż NA OKRĘTACH ANGIELSKICH rzeczywiście, jak Pan napisał, nie wchodziły w skład nośności, tylko składały się na wyporność pełną. Jednak wyrównuje to fakt, że w tamtej epoce do nośności, razem z ciężarem ludzi, wliczano za to balast! Taka gabara zabierała go nieco ponad 60 ton, a więc praktycznie w niczym nie zmienia to rachunkowej strony moich wyliczeń. Tym niemniej uściślenie formalne byłoby dla jednostek Royal Navy jak najbardziej słuszne.
Ale wcale nie jestem pewien, czy także dla francuskich, a o francuską gabarę tu chodziło. Niektóre opracowania z tego kraju podają, że na przełomie XVIII i XIX wieku w marynarce Francji nośność (le „port”) obejmowała też ciężar całego wyposażenia, czyli artylerii, amunicji, omasztowania, ożaglowania, załogi i zapasów, które kadłub mógł nieść przy pełnym załadowaniu.
Zatem rzeczywiście przenoszenie na tamte czasy dzisiejszych składników odejmowania może być mylące, lecz akurat ja staram się tego nie robić.
Krzysztof Gerlach
no, chyba, że w DAWNYCH czasach inaczej było, ale też na dawne czasy nie da się tak wprost przenosić pojęć "nośność", "ładowność", etc. w dzisiejszym rozumieniu...
W dawnych czasach BYŁO trochę inaczej. Tym niemniej nikt nie „przenosi” pojęć nośności i ładowności w dzisiejszym rozumieniu, a wręcz przeciwnie. Pisząc z pamięci, BYĆ MOŻE trochę przesoliłem w odejmowaniu masy takielunku, wyposażenia pokładowego i łodzi, gdyż NA OKRĘTACH ANGIELSKICH rzeczywiście, jak Pan napisał, nie wchodziły w skład nośności, tylko składały się na wyporność pełną. Jednak wyrównuje to fakt, że w tamtej epoce do nośności, razem z ciężarem ludzi, wliczano za to balast! Taka gabara zabierała go nieco ponad 60 ton, a więc praktycznie w niczym nie zmienia to rachunkowej strony moich wyliczeń. Tym niemniej uściślenie formalne byłoby dla jednostek Royal Navy jak najbardziej słuszne.
Ale wcale nie jestem pewien, czy także dla francuskich, a o francuską gabarę tu chodziło. Niektóre opracowania z tego kraju podają, że na przełomie XVIII i XIX wieku w marynarce Francji nośność (le „port”) obejmowała też ciężar całego wyposażenia, czyli artylerii, amunicji, omasztowania, ożaglowania, załogi i zapasów, które kadłub mógł nieść przy pełnym załadowaniu.
Zatem rzeczywiście przenoszenie na tamte czasy dzisiejszych składników odejmowania może być mylące, lecz akurat ja staram się tego nie robić.
Krzysztof Gerlach
- dessire_62
- Posty: 2033
- Rejestracja: 2007-12-31, 16:30
- Lokalizacja: Głogów Małopolski
nie wiem, czy "wyrównuje" i czy "za to"... (w rozumieniu tego "podwątku") dyskusji..Krzysztof Gerlach pisze: ....Jednak wyrównuje to fakt, że w tamtej epoce do nośności, razem z ciężarem ludzi, wliczano za to balast!
...bo akurat balast _równiez dzisiaj_ "umniejsza" ładowność (mase ładunku)... (składa się na nośność)
- niektóre typy statków (zwłaszcza pojemnikowce i statki ro-ro) mają to do siebie "z natury", że nawet przy wypełnionych (objętościowo) ładowniach MUSZĄ mieć trochę balastu... z reguły dla poprawy stateczności...
"walka" projektantów toczy się tylko o to, żeby tego balastu było jak najmniej (by paliwo było spalane w możliwie największym stopniu na przewożenie dochodowego ładunku, a nie bezproduktywnego (komercyjnie) balastu...)
(tyle, że dawniej był to chyba - domniemywam, bo generalnie o dawnych statkach i okretach mało wiem, nie mówiąc już o posiadaniu tak ogromnej wiedzy, z jakiej Pan jest znany - balast stały, a dzisiaj jest to balast "zmienny" - po prostu woda w zbiornikach)
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Planu takiej gabary nie mam. Jednak, jeśli wejdzie Pan na stronę http://www.servicehistorique.sga.defens ... as/rec.php
znajdzie Pan tam pod numerem 0098 plan GM02PL0098, przedstawiający francuski bryg przystosowany do transportu koni dla ekspedycji algierskiej w 1830 roku. Sporo można wypatrzyć i daje niezłe wyobrażenie.
Ja natomiast posiadam bardzo realistyczny rysunek z epoki, przedstawiający wyładunek w Bosforze „brytyjskiej Królewskiej Artylerii Konnej” z transportowca Mercia 3 marca 1854. Wnętrza statku na nim nie widać, ale można zobaczyć konia podwieszonego za brzuch i wyciąganego za pomocą ogromnej talii obsługiwanej przez gromadę marynarzy, a na nabrzeżu masę wyładowanego już wyposażenia oddziału, które transportowano razem z końmi.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
znajdzie Pan tam pod numerem 0098 plan GM02PL0098, przedstawiający francuski bryg przystosowany do transportu koni dla ekspedycji algierskiej w 1830 roku. Sporo można wypatrzyć i daje niezłe wyobrażenie.
Ja natomiast posiadam bardzo realistyczny rysunek z epoki, przedstawiający wyładunek w Bosforze „brytyjskiej Królewskiej Artylerii Konnej” z transportowca Mercia 3 marca 1854. Wnętrza statku na nim nie widać, ale można zobaczyć konia podwieszonego za brzuch i wyciąganego za pomocą ogromnej talii obsługiwanej przez gromadę marynarzy, a na nabrzeżu masę wyładowanego już wyposażenia oddziału, które transportowano razem z końmi.
Pozdrawiam, Krzysztof Gerlach
-
- Posty: 4485
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
BALAST A NOŚNOŚĆ.
Wyrównuje w tym sensie, że jeśli obliczać ładowność systemem angielskim, niesłusznie odjąłem takielunek i wyposażenie (60 ton) oraz łodzie (8 ton), za to nie odjąłem (przez zapomnienie) balastu - ponad 60 ton, więc wyliczenie pozostaje na niemal identycznym poziomie LICZBOWYM.
Jeśli obliczać ładowność ówczesnym sysytemem francuskim (a w każdym razie jednym z używanych we Francji), gdzie w skład nośności wchodziła masa takielunku, wyposażenia i łodzi, zaś nie wchodziła - balastu, mój rachunek także się zgadza i w dodatku bez żadnego błędu. A że nie pasuje do dzisiejszych definicji - kogóż to obchodziło na początku XIX wieku? Wróżki?
Natomiast sprawa balastu jest dużo ciekawsza z technicznego punktu widzenia. Rzeczywiście w czasach żaglowców był to przede wszystkim balast stały, tzn. najpierw głazy i żwir, potem żelazne sztabki i złom, ale jednak na przełomie XVIII i XIX zaczęto eksperymentować, a potem coraz szerzej wprowadzać metalowe zbiorniki na wodę słodką, jako prawie integralne części kadłuba, zamiast dotychczasowych beczek. Pomimo wątpliwości co do skutków dla późniejszej jakości wody pitnej, praktykowano też - przynajmniej czasami - napełnianie ich (po opróżnieniu z zapasu) wodą morską w formie dodatkowego balastowania, chociaż tutaj chodziło o utrzymanie prawidłowego trymu jednostki. Trudno jednak zaprzeczyć, że to pierwociny balastu zmiennego.
Krzysztof Gerlach
P.S. Z innej beczki. Wyczytałem przy okazji, że gigantyczne żaglowce króla francuskiego kierującego krucjatą w XIII wieku, jeśli nie zabierały 560 ludzi, mogły podobno pomieścić jednorazowo nawet do 100 koni.
Wyrównuje w tym sensie, że jeśli obliczać ładowność systemem angielskim, niesłusznie odjąłem takielunek i wyposażenie (60 ton) oraz łodzie (8 ton), za to nie odjąłem (przez zapomnienie) balastu - ponad 60 ton, więc wyliczenie pozostaje na niemal identycznym poziomie LICZBOWYM.
Jeśli obliczać ładowność ówczesnym sysytemem francuskim (a w każdym razie jednym z używanych we Francji), gdzie w skład nośności wchodziła masa takielunku, wyposażenia i łodzi, zaś nie wchodziła - balastu, mój rachunek także się zgadza i w dodatku bez żadnego błędu. A że nie pasuje do dzisiejszych definicji - kogóż to obchodziło na początku XIX wieku? Wróżki?
Natomiast sprawa balastu jest dużo ciekawsza z technicznego punktu widzenia. Rzeczywiście w czasach żaglowców był to przede wszystkim balast stały, tzn. najpierw głazy i żwir, potem żelazne sztabki i złom, ale jednak na przełomie XVIII i XIX zaczęto eksperymentować, a potem coraz szerzej wprowadzać metalowe zbiorniki na wodę słodką, jako prawie integralne części kadłuba, zamiast dotychczasowych beczek. Pomimo wątpliwości co do skutków dla późniejszej jakości wody pitnej, praktykowano też - przynajmniej czasami - napełnianie ich (po opróżnieniu z zapasu) wodą morską w formie dodatkowego balastowania, chociaż tutaj chodziło o utrzymanie prawidłowego trymu jednostki. Trudno jednak zaprzeczyć, że to pierwociny balastu zmiennego.
Krzysztof Gerlach
P.S. Z innej beczki. Wyczytałem przy okazji, że gigantyczne żaglowce króla francuskiego kierującego krucjatą w XIII wieku, jeśli nie zabierały 560 ludzi, mogły podobno pomieścić jednorazowo nawet do 100 koni.