karol pisze:problem w tym, że USN korzysta z zespołu pancerników, pod Irakiem były co najmniej dwa,
OK, dwie duże sztuki = dwie detonacje
druga kwestia, jestem przekonany, że ogłuszenie pancernika wybuchem termojądrowym jest możliwe tylko na krótki czas, zbyt grubo jest opancerzony,
Karolu, przecież nie chodzi o 'zniszczenie' pancerza. Ogłuszenie i oślepienie polega na zniszczeniu elektroniki i optyki. Przecież radary, dalmierze i dalocelowniki nie są opancerzone. A elektronika schowana 'w środku' bez anten i czujników staje się tylko zbędnym balastem. Nie powiesz chyba, że w warunkach prowadzonej operacji morskiej da się w akceptowalnie krótkim czasie wymienić zniszczone elementy!
dlatego kalkulowanie zwalczania pancerników ładunkami termojądrowymi za pomocą rakiet nie jest realistycznym planem, chyba, że opracuje się coś zupełnie innego, rakieto-pocisk o odpowiedniej wadze, czepcach etc, ale to juz inna bajka
Jak wyżej. Niekoniecznie trzeba trafić punktowo w cel (zresztą w latach Zimnej Wojny byłoby to co najmniej problematyczne). Ale dostarczenie ładunku i detonacja w promieniu powiedzmy do 3 mil nie była nawet wówczas większym problemem. Nawet jeśli nie byłaby to rakieta, to w latach 50 i 60 powinien wystarczyć pojedyńczy (!!!) bombowiec strategiczny dla dokonania takiego ataku.
Swoją drogą warto by policzyć jakieś bilanse cieplne i energetyczne dla detonacji ładunku jądrowego w zależności od wielkości i odległości i skonfrontować to z konkretnymi jednostkami. Zna się ktoś na tym? Może Smok - on zna się na tabelkach i przeliczeniach
(Ja przez całą szkołę z fizyki jechałem na mocno naciąganych trójkach...)