
Teksty o radzieckich niszczycielach i okrętach podowdnych przekartkowalem i wyglądają zachęcająco.
Co do wspominanej niespodzianki w numerze to przyznam, że naprawdę liczyłem na widokówkę z reprodukcja obrazu z okładki. To naprawdę fajna sprawa - nawet jeżeli nie do wysłania, to do włożenia do albumu. IMO warto przemyśleć.
PS
Niech mnie ktoś mądrzejszy oświeci: czy realnie możemy mówić o typie Flush-Deck? Zasadniczo te 50 okrętów to typy Caldwell, Wickes i Clemson, określane zbiorczo jako niszczyciele gładkopokładowe lub - bardziej potocznie - czterofajkowce, a po przejęciu przez Brytyjczków opisane ogólnie jako typ Town. Zastanawiam się jak właściwie poinniśmy pisać.