Warszawe nawet da sie lubić, wiadoma rzecz, Stolica, ale z tem pałacem od kultury, to trzeba coś zrobić.
Podobnież budenek jest już taki bardziej starożytny i pod ochrone podpada, ale kudy mu do bardziej starożetnych zabytków, jak na ten przykład kolumna króla Zegmonta, o której wie każden rodak nawet z prowincji. Już przed wojną zabytek był trzy razy sprzedawany wiejskim bogaczom na rozbiórkie przez warszawskich farmazonów, bo podobnież kamienny słup, jak rzadko który, na klepisko do młócenia zboża miał się nadawać. Także samo byli w cenie tramwaje, sprzedawane całkiem na chodzie, a i hale dworca głównego można było u nich wynająć na wesele.
Pałac został sie ufundowanem za nasze pieniądze, przez niejakiego Józka Stalina, któren się okazał mortusem, a także samo moczymordą i w krajach, tak zwanej demokracji ludowej, letko stracił na poparciu, jak się przeniósł na moskiewskie Bródno.
Budenek jest podobnież widoczny już za Skierniewicami, jak jedziem z prowincji do Stolicy, szczególnie w czasie jutrzenki, kiedy nie ma chmurek. W ten sposób nie możemy go podziwiać w Zielone Świątki, bo wtedy zawsze leje. Derekcja PKP umożliwia nam podziwianie, bo pociągi często w szczerem polu się zatrzymują, w szczególności pospieszne, bo te normalne z letko przyduszoną zawartością, zatrzymują się na stacjach.
Same warszawiaki tyż są narażone na problemy pałacowe. Taki na letkim gaziku miast do drzwi restauracji „Kongresowej” durch do windy może się pchać i na piętro z widoczkiem bez pomyłkie się dostać, a jak zobaczy kraty, to w pijanem widzie może krzyknąć,
- Rany gorzkie, za halc mnie do mamra zamkli - i zemgli, a potem kosztami ratonku trzeba obciążać Chorą Ubezpieczalnie, która i tak ma natłok kleienteli i inszych kiziorów.
Pokazuje się, że mamy mieć zawody w 2012 roku, gdzie dwudziestu facetów za szmacianką ma się po zielonej murawie uganiać, i w taki sposób stadion tak zwanego 10-cio lecia, w Warszawie ma się zostać rozebrany, albo przebudowany i możem stracić miejsce handlowe na tak zwanem wolnem rynku. Faktycznie, od kiedy Kiercelak został sie po wojnie reanimowany, możem się wybrać i zobaczyć, jak wygląda dany stragan, ale to nie to samo i może nie wystarczyć do przepływu towaru. Na przedwojennym Kiercelaku można było wszystko kupić. Nie tylko mówiące papugie, ale także samo broń palną i fortepian bez co obsługie miał każdy nawet o wielkiej ckliwości osobistej.
Jak się kleient troszkie zmęczył, to się mógł posilić pieczenią wieprzową z buraczkamy albo wtroić flaki pod piwo z wianuszkiem. Na dzisiejszym Kiercelaku tego wszystkiego się pewnie nie kupi i zostawał się stadion, gdzie niezależnie różne mowe się słyszy i języka można się podszkolić w mowie i piśmie, co nawet do niejakiej Brukseli drzwi nam może otworzyć. Ponieważ handel musi się znajdować w miejscu łatwo dostępnem, trzeba go umieścić na widoku. Najlepszem miejscem jest to, gdzie obecnie pałac figuruje, bo renek nie znosi próżni i nikt nie będzie się z towarem chował po bramach i psykał na kleienta.
Niektóre z wyższym salonowem otrzaskaniem mogą wtedy brać handlarzy za kiziorów ze Szmulek, albo tyż inszych chomontów z Grójca bez co mogą być narażone na niezły okład za brak towarzyskiego alibi.
W taki sposób pałac nie ma racji egzystować.
