Pozwolę sobie drążyć dalej.Krzysztof Gerlach pisze:... Czas załadowania dział był wówczas już znikomy ...
Znikomy - to znaczy ile? 5 sekund, czy 5 minut?
Pytam, bo naprawdę nie wiem.
Bukowa pisze:W kwestii "prawa pierwszej nocy"prosiłem o rozwinięcie bo napisałeś, że "było to obciążenie finansowe" przed ślubem - dlatego też moje pytanie dotyczyło możliwości finansowego wykupu od tego "obowiązku".
Nie odpowiedziałeś na nie.
Było to na porządku dziennym.Maciej3 pisze:O ile pamiętam to Kościuszko po przegraniu swojego powstania i daniu słowa honoru że nie wróci do Polski ( to znaczy raczej Rosji ) mógł sobie spokojnie wyjechać "na zachód" i nikt mu krzywdy nie robił.
Jakoś w okolicach II wojny nie wyobrażam sobie czegoś takiego.
Tak.Krzysztof Gerlach pisze:Wyobrażacie sobie Panowie drugą wojnę światową oraz te setki oficerów niemieckich zwiedzających Nottingham, Manchester czy zamki w Szkocji i wysiadujących w angielskich pubach w czasie, kiedy na Londyn spadały pociski V? Te tysiące oficerów radzieckich raczących się piwem w Monachium i flirtujących z żonami niemieckich żołnierzy, gdy na wschodzie trwało oblężenie Stalingradu lub Leningradu? Te tysiące oficerów polskich po wrześniu 1939, którzy zamiast organizować teatrzyki w Oflagach, jeździliby sobie do teatrów w Paryżu, czekając na wymianę lub koniec wojny?
Ale czy nieracjonalność wynikała ze źle pojętego pojęcia "honoru", czy może raczej ze złej oceny sytuacji?Krzysztof Gerlach pisze:Zdarzało się, że blokowany w jakimś porcie dowódca...
Działaniem RACJONALNYM było w tym przypadku zignorowanie obecności Anglików i zignorowanie wyzwania, poczekanie na pierwsze odsunięcie się wrogiej fregaty od brzegu, wyjście w morze bez walki i dokonanie spustoszeń na brytyjskich szlakach handlowych...
Moje doświadczenie (z nieco inną epoką) wskazują, że stwierdzenia, iż jakieś zjawiska zdarzają się "bardzo często i w praktyce" są jak z te zegarki, które rozdają na Placu Czerwonym..Krzysztof Gerlach pisze:Liniowiec – fregata.
[...]
To właśnie wtedy BARDZO CZĘSTO I W PRAKTYCE zdarzały się sytuacje...
Krzysztof Gerlach pisze:Kiedy na pochwyconym okręcie wojennym wzięto do niewoli cywilów, prawo nic nie mówiło, że należy ich zwolnić, a internowanie nie było ani formalnie, ani moralnie naganne. Ale „honorowy” oficer robił co mógł, aby te osoby cywilne z wrogiego narodu jak najszybciej odstawić na ich własną ziemię.
Jak widać mamy dwie sprawy...Krzysztof Gerlach pisze:Wysadzanie na ląd wroga schwytanych cywilów, albo odwożenie ich do więzień.
W zdecydowanej większości odnosiło się do ludzi biednych (rybaków, załóg kabotażowców i ich rodzin itp.), o zerowych koneksjach i wpływach.
Mogę odpowiedzieć taką samą jeremiadą - odwracając kolejność słów:Krzysztof Gerlach pisze:W poście pana Tymoteusza Pawłowskiego jest wiele porad w sprawie poczytania sobie książek z innych epok, odnoszących się do innych rzeczywistości (ogólne prace Howarda czy Bocheńskiego są w tym przypadku bez znaczenia, ponieważ znajomość wojny na morzu w epoce żaglowej jest tam zerowa). Wielka szkoda, że autor tej wypowiedzi nie czyta raportów, dzienników okrętowych, listów, pamiętników, w końcu książek z historii morskiej dotyczących czasów, o których się wypowiada. Może wtedy nie formułowałby stwierdzeń, nie mających pokrycia w rzeczywistości.
Nie wiem doprawdy, jaki jest etap pierwszy, ani jakie to zjawisko Pan opisuje, ale jest Pan osobą, która na tym Forum (w Polsce?) wie najwięcej o okrętach XVIII wieku.Krzysztof Gerlach pisze:Wszyscy na tym forum doskonale wiedzą, jak wyglądałby etap trzeci, ponieważ to wielokrotnie tu przerabiano. Dlatego ja już teraz mówię PAS. Przyznaję uroczyście, że ma Pan we wszystkim rację, a moja wiedza o epoce żaglowej na tle Pańskiej jest po prostu pyłkiem w kosmosie.
Dodatkowo uprzejmie informuję, że od tej pory będę ignorował wszelkie pańskie posty, a odpowiedzi na tak ważkie pytania jak „imię mojego ojca” czy „kim był mój dziadek” proszę szukać bez mojego udziału
To znaczy to było tak: osoba wyposażona przez admiralicję (wjeszcze w XIX wiecznych książkach prawniczych ciągle mówią o Wysokim Lordzie AdmiraleW XVIII w. każdy admirał, który przegrał bitwę był od razu oskarżany o „błędną organizację dowodzenia, ogólną nieumiejętność” i miejsce, z którego dowodził, nie miało najmniejszego znaczenia. Jedynymi wyjątkami były sytuacje, gdy walczył w warunkach rażącej dysproporcji sił na swoją niekorzyść – wtedy do oskarżenia mogło nie dochodzić.