Wypowiedzi "demokracja była przez parę lat" a "próby tworzenia demokracji" w określonym kontekście znaczą praktycznie to samo i każdy doskonale to rozumie (choć pierwsze zawiera więcej precyzji), ale kolega traktuje to jako kolejną okazję do "bicia piany".
Nie traktuję tego jako okazji do "bicia piany". Ale dobrze. Akurat w tym co piszesz jest sens. Bo jak rozumiem uznajesz, że wprowadzenie formalnych zasad daje nam demokrację. Zapominasz o wielu kwestiach (np. o kwestii niezależności sądownictwa itp.) ale niech będzie. To trochę bowiem tak jakbyśmy mieli się spierać obecnie, czy w Polsce demokracja jest czy nie. Ocena zależy od spojrzenia dość szerokiego. Ale, jak powiedziałem, niech będzie.
A hasło autokrata zostało ostatnio rozpopularyzowane wyłącznie jako sposób aby zaczęła funkcjonować kategoria do której na siłę da się wsadzić jednocześnie Łukaszenkę i Prezesa, to się robi mało poważne.
Czy uważasz, że Łukaszenka autokratą nie jest? A jego władza nie ma charakteru władzy autokratycznej?
Łukaszenko autokratą jest i stworzył na Białorusi autentyczny, typowy model autokratyczny. Twardy. Kaczyński autokratą też jest. Rządzi jednak w innym kraju i w innym momencie w jego historii rządy objął. Buduje model autorytarny, czyli coś, co się elegancko nazywa niekiedy "demokracją sterowaną", "demokracją nieliberalną" itp. Idzie mu to z trudem, bo 25 lat demokracji w Polsce swoje jednak trochę zrobiło, no i jesteśmy w UE (co Kaczyńskiemu ewidentnie nie pasuje, przynajmniej pod kątem jego politycznych dążeń). W kierunku autokracji na pewno idziemy (co zresztą było otarcie swego czasu przyznawane i przez Kaczyńskiego i np. Waszczykowskiego). Porównywać Łukaszenkę i Kaczyńskiego więc jak najbardziej można. Jeden i drugi to autokrata (osoba o takich przekonaniach). Jeden i drugi realizuje taką samą linię polityczną, za pozytywny uznaje taki sam, a na pewno bardzo podobny model państwa. Różnią się tylko skalą tego co robią. Ale to wynika nie od nich, od ich przekonań, ale od ich możliwości - Łukaszenka może po prostu więcej. To jest jedyna różnica.
Bo tylko kolega powtarza opinie umyślnie, a adwersarze zawsze bezmyślnie.
Adwersarz się myli. Popełnia błąd. Często głupi. Co wypominam. Tak jak w przypadku owego stwierdzenia, że wobec Łukaszenki Zachód powinien prowadzi politykę "pozyskiwania". Zapytałem się na czym niby miałaby ona polegać? Na ułatwianiu "zarabiania pieniędzy"? Czyli na tym, w jaki sposób Niemcy (i nie tylko) chcieli pozyskać Rosję - czyż nie? To jest bardzo logiczny sposób działania i w teorii skuteczny. Przynajmniej powinien być, biorąc na zdrowy rozsądek. Ale w przypadku Rosji nie zadziałało. I to, że Rosja jest imperium i prowadzi politykę imperialną, nie ma tu kompletnie nic do rzeczy. Bo mogłaby takowej polityki nie prowadzić i też by nie zadziałało (na Białorusi przestałoby działać po pierwszych ewidentnie przegranych wyborach przez Łukaszenkę, co przecież musiałoby kiedyś nastąpić). Rzecz w ustroju jest bowiem. Rosja zachowuje się "nielogicznie" bo rządzi nią jedna osoba (w praktyce). Zbiorowość, nawet jeżeli część podejmuje działania nielogiczne i nieracjonalne, to jednak w dłuższym okresie czasu ma tendencje do zachowywania się racjonalnego. To kwestia rachunku prawdopodobieństwa. Jednostka - niekoniecznie. Patologiczna jednostka rządząca krajem sprawia, że i polityka tego kraju zaczyna być patologiczna (w mniejszym lub większym stopniu - to można nawet zaobserwować w przypadku Polski, choć skale tego będzie stosunkowo niewielka, proporcjonalnie do tego na ile demokracją już nie jesteśmy).
Ty (i parę innych osób) tego nie rozumiecie. To jeszcze pół biedy. Ale jeżeli krytykuje się Niemcy za ich politykę wobec Rosji a jednocześnie Zachód za to, że takiej polityki wobec Białorusi nie prowadził, to to jest już absurd (by nie powiedzieć mocniej). I o tym piszę.
Łukaszenko jest jaki jest i w ramach tego było bardzo duże pole manewru sztucznie ograniczone z powodu naszych "dogmatycznych" ograniczeń.
Autokratyczna władza w naturalny sposób tworzy patologiczny system. Ten system prędzej czy później zaczyna budzić niezadowolenie. Tak by było i w przypadku Łukaszenki. Jak miałby zachować się Zachód, gdyby na Białorusi wybuchły protesty? Na dodatek po sfałszowanych ewidentnie wyborach? kontynuować politykę "pozyskiwania" dyktatora? Czyli pomagać mu w tłumieniu demonstracji?
Propozycje które tu padły (ta "emerytura") są tak skrajnie naiwne, że w zasadzie trudno je komentować. Tu po prostu nie ma możliwości porozumienia.
To nie jest przypadek, w obecnym konflikcie ukraińskim, że po jednej stronie stają głównie państwa demokratyczne, po drugiej autokratyczne i autorytarne. To jest naturalny efekt. Ustrój w dużym stopniu determinuje sympatie w tym konflikcie. Współistnienie państw demokratycznych i autokratycznych na dobrą sprawę możliwe jest tylko wówczas, gdy te drugie są słabe. Gdy staja się silne, napięcie w stosunkach międzynarodowych narasta. To też jest norma.
Konflikty pomiędzy państwami są możliwe zawsze bez względu na ustrój. Demokracje jednak prawdopodobieństwo wybuchu takowych konfliktów sprowadzają do minimum. Autokracje bardzo mocno zwiększają.
Mentalnie jesteśmy gdzieś w głębokim socjalizmie, gdy równolegle zostaliśmy niespodziewanie wrzuceni w ład demokratyczny.
Nie "jesteśmy", tylko część z nas jest. Co jest rzeczą naturalną, gdy ustrój się zmienia. A my jesteśmy demokracją (jeszcze?) od mniej więcej30+ lat. To nie jest dużo. co więcej, nawet podczas wyborów 1989 roku 1/3 z nas demokracji nie chciała. O tym też warto pamiętać. Wielu miało o niej także fałszywe wyobrażenie. Przemiany ustrojowe, zazwyczaj połączone z ekonomicznymi, to zawsze skomplikowany proces. To, że część tkwi mentalnie w starym systemie (uwaga ta może dotyczyć nawet osób młodych, urodzonych już w nowej rzeczywistości) nie jest niczym dziwnym.