RyszardL pisze:Dopiero wprowadzenie amunicji zapalającej do ckm-ów zmieniło ten stan rzeczy
To jednak nie takie proste. Pocisków zapalających to używali wszyscy rozmaitych a skutki były jak wiadomo takie sobie - raz wyszło a raz nie (raczej nie).
Ja przypomnę pokrótce jak zbudowany był taki sterowiec szkieletowy z I wojny światowej. Miał, jak sama nazwa wskazuje, szkielet, z metalowych rurek, zbudowany mniej wiecej jak kadłub samolotu. Wewnątrz szkieletu znajdowały się balonety - elastyczne "balony" z gazem, zapewniające siłę nośną. Wewnątrz, pomiędzy balonetami, znajdowały się rozmaite instalacje, przejścia itp. W dolnej części kadłuba była gondola sterowa i w ogóle przestrzen przeznaczona dla załogi i ładunku, tam też mniej wiecej (czasem też nieco wyżej na kadlubie) były silniki. I oczywiście broń, komory bombowe i stanowiska strzeleckie. Sterowce niemieckie miały zwykle też stanowisko strzeleckie na górze (platformę na kadłubie) albo i kilka.
Co do tego zapalania nie było to takie proste. Po pierwsze przebicie powłoki nie równało się jeszcze przebiciu balonetów z gazem. Po drugie przypomnę jeszcze jak wyglądała amunicja z tego okresu. Podstawowy pocisk, ehm, khe, khe, zapalający z tego okresu wyglądał tak: mial z tyłu krótki rdzen z ołowiu działający jako bezwładnik, a z przodu ładunek białego fosforu. I jeszcze dziurkę z boku zalutowaną łatwo topliwym stopem. Przy wystrzale pocisk rozgrzewał się od tarcia o lufę, dziurka się otwierała i fosfor zaczynał się z lekka palić w kontakcie z powietrzem. W momencie uderzenia w przeszkodę rdzeń przemieszczał się do przodu i wyciskał fosfor przez płaszcz ktory przy uderzeniu zwykle się rozwalał. Albo się nie rozwalał, nie wyciskał itd. i była kaszana. W wersji extra zamiast fosforu stosowano jakąs masę pirotechniczną wrażliwą na uderzenie (tu najbardziej hardcorowe pociski stosowali Japonczycy w latach 30-tych, zawierały one one pentryt z pyłem aluminiowym, materiał względnie wrażliwy, tak że zazwyczaj prawidłowo eksplodowały przy uderzeniu a często nawet już w lufie broni podczas wystrzału

) Dalszym krokiem w tę samą stronę były tzw. pociski wskaźnikowe, zawierające już calkiem prawdziwy materiał wyb. (np. ekrazyt czyli kwas pikrynowy, lub też materiał typu pirotechnicznego, np. mieszaninę magnezyu z azotanem baru) oraz maluteńki zapalnik uderzeniowy, powodujący eksplozję nawet przy uderzeniu w półcienne poszycie samolotu czy sterowca. No i były jeszcze nieco inne pociski, smugowo - zapalające. Miały one z kolei z przodu rdzeń a z tyłu zaprasowaną porcję masy pirotechnicznej, zapalającej się przy wystrzale (a we francuskim pocisku Delvigne konstruktor posunąl sie jeszcze dalej i wywalił w ogóle rdzeń, robiąc tylko za to płaszcz troszkę grubszy). Wypływający z tyłu pocisku jaskrawo świecący strumień gorących gazów pozwalał na obserwację toru jego lotu. I oczywiscie taki pocisk dawał także efekt zapalający.
No i jak się to ma do sterowców? Co prawda wypełnione były wodorem ale co z tego. Przypominam że wodór sam z siebie się nie pali, musi być wymieszany z powietrzem żeby czerpać zeń tlen. Wodór wewnątrz balonetów nie zawierał oczywiscie powietrza. Z powietrzem mieszał się co prawda wodór wyciekający przez wszelkie nieszczelności, przestrzeliny a także w naturalny sposób przenikający przez ścianki balonetów. W tym jednak była głowa konstruktora by tak zaprojektować sterowiec ażeby nie dochodziło do gromadzenia się w konstrukcji mieszaniny wodoru z powietrzem, tylko zeby sobie wylatywala. Poza tym strefa w jakiej występowała mieszanina wybuchowa mogła być względnie cienka i pocisk smugowy przelatując przez nią mógł nie miec dosc czasu by zainicjowal zapłon, a pocisk typu wybuchowego akurat nie musiał własnie w tym miejscu eksplodować.
Stąd podpalenie sterowca pociskami kal 7-8 mm było nadspodziewanie trudne, niektórzy byli wręcz zdania że Zeppeliny mają wewnetrzne zraszacze czy coś takiego i wypełnione są, poza balonetami, gazem obojętnym. Tak oczywiscie nie było, ale nawet i bez tego podpalenie takiego czegoś było wzglednie trudne. Lepsze efekty dawało zastosowanie broni większego kalibru, Anglicy i Francuzi eksperymentowali z karabinami kal. 11 mm, pociskami rakietowymi a nawet bombardowaniem sterowców w locie co z uwagi na ich pułap zrobiło sie wkrótce mało wykonalne, niemniej jednak wyszło pare razy. No i przede wszystki zmasowane ataki dużymi grupami, taki zmasowany ostrzał stwarzal prawdopodobienstwo że z podziurawionych balonetów wypłynie w koncu tyle wodoru że któryś pocisk zapalający zrobi wreszcie swoje.