Jeżeli to ma być jeden okręt to zdecydowanie stawiam na:
USS Enterprise CV-6
Niezły projekt, tyrał jak wół, brał baty i potrafił prztrwać. Był zawsze tam gdzie trzeba, wtedy kiedy trzeba uderzał tak jak trzeba i robił to zadziwiająco skutecznie... Po prostu, bez tego jednego okrętu, ta wojna (WW2) wyglądałaby inaczej... O żadnym okręcie w historii nie można powiedzieć czegoś takiego (oczywiście w kontekście większych a nie lokalnych konfliktów).
To, że janki go nie zachowali jako muzeum to zwykły skandal i czarna niewdzięczność...

Tyle śmiesznych starych blaszanek obija sie przy kejach w USlandii...

... z tym, że nawet jego koniec na żyletkach wzbudza moje dodatkowe sympatie... bo pokazuje jak był bezpretensjonalny... Powstał do konkretnych celów, spełniał je szczęśliwie i skutecznie, przetrwał a kiedy jego czas minął... odszedł.
