pompy
-
- Posty: 4484
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
-
- Posty: 4484
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Używano jednych i drugich. Pomijając starożytność (gdzie wykorzystywano m.in. śrubę Archimedesa) najwcześniejszą, a zarazem najdłużej używaną – i to przez wszystkich – była tłokowa pompa ssąco-tłocząca, rozwijana w wielu rozmaitych wersjach. Jej zaletą było uzyskiwanie ciśnienia na wylocie, więc nadawała się np. do gaszenia pożarów. Do czasu pojawienia się maszyny parowej na okrętach jej podstawową wadą była mizerna wydajność. Przez cały okres panowania na morzach drewnianych żaglowców preferowana przez Francuzów. Zdaniem załóg pryzowych i współpracujących z nimi jeńców, gdyby nie ta preferencja, spora część okrętów francuskich, które zatonęły w sztormie po bitwie pod Trafalgarem, mogłaby być uratowana. Drugą z typowych pomp tego okresu była pompa łańcuchowa, którą chyba można nazwać czerpakową. Tę przede wszystkim wybierali Anglicy, zwłaszcza na okręty średnie i duże. Jej główną wadą był brak ciśnienia na wylocie, a główną zaletą – nieporównanie większa wydajność.
Nie znam odpowiedniej strony internetowej.
Nie bardzo wiem, co to znaczy książka dostępna w Polsce, ponieważ nie wiem, jakimi pieniędzmi na zakupy rozporządzają obecnie biblioteki. Ja co roku muszę odpowiadać na pismo, z jakiej to pozycji (periodyki) gotowa jest tym razem rezygnować Katedra, aby starczyło na pozostałe. Sądzę jednak, że w wielu czytelniach powinny być jakieś egzemplarze serii „Anatomy of the Ship”, a w każdej takiej monografii dużo miejsca poświęca się pompom. Francuskim odpowiednikiem są monografie wydawnictwa Ancre. Zdecydowanie najlepsze pod tym względem są – ale nie mam pojęcia, czy ktoś to w Polsce kupił poza obiegiem prywatnym – „Sailing Man of War 1650-1850” Goodwina, „The Arming and Fitting of English Ships of War 1600-1815” Lavery’ego, „Le Vaisseau de 74 Canons” Boudriota (akurat ta jest w bibliotece Muzeum Morskiego w Gdańsku), „Les Vaisseaux de 74 a 120 Canons” Boudriota.
Z książek wydanych w Polsce sporo miejsca zęzowym pompom tłokowym poświęcił Mieczysław Boczar w monografii „Galeona Zygmunta Augusta” (w wyd. z 1973, str.130-131), o różnych pompach okrętowych pisali Marjai, Ko w „Budowie modeli dawnych żaglowców” (w wyd. z 1966 str.72-74).
Krzysztof Gerlach
Nie znam odpowiedniej strony internetowej.
Nie bardzo wiem, co to znaczy książka dostępna w Polsce, ponieważ nie wiem, jakimi pieniędzmi na zakupy rozporządzają obecnie biblioteki. Ja co roku muszę odpowiadać na pismo, z jakiej to pozycji (periodyki) gotowa jest tym razem rezygnować Katedra, aby starczyło na pozostałe. Sądzę jednak, że w wielu czytelniach powinny być jakieś egzemplarze serii „Anatomy of the Ship”, a w każdej takiej monografii dużo miejsca poświęca się pompom. Francuskim odpowiednikiem są monografie wydawnictwa Ancre. Zdecydowanie najlepsze pod tym względem są – ale nie mam pojęcia, czy ktoś to w Polsce kupił poza obiegiem prywatnym – „Sailing Man of War 1650-1850” Goodwina, „The Arming and Fitting of English Ships of War 1600-1815” Lavery’ego, „Le Vaisseau de 74 Canons” Boudriota (akurat ta jest w bibliotece Muzeum Morskiego w Gdańsku), „Les Vaisseaux de 74 a 120 Canons” Boudriota.
Z książek wydanych w Polsce sporo miejsca zęzowym pompom tłokowym poświęcił Mieczysław Boczar w monografii „Galeona Zygmunta Augusta” (w wyd. z 1973, str.130-131), o różnych pompach okrętowych pisali Marjai, Ko w „Budowie modeli dawnych żaglowców” (w wyd. z 1966 str.72-74).
Krzysztof Gerlach
Dziękuję,
nie wpadłem na to by szukać w książkach modelarskich. "Budowę modeli dawnych żaglowców" już znalazłem (stała sobie nieco zakurzona w drugim rzędzie na półce). Przy okazji okazało się, że strona o pompach jest też w radzieckiej książce "Postrojka modelej sudow", która jest skróconym tłumaczeniem "Modelli navali" autorstwa Orazio Curti.
"Galeona ..." powinna być w bibliotece.
nie wpadłem na to by szukać w książkach modelarskich. "Budowę modeli dawnych żaglowców" już znalazłem (stała sobie nieco zakurzona w drugim rzędzie na półce). Przy okazji okazało się, że strona o pompach jest też w radzieckiej książce "Postrojka modelej sudow", która jest skróconym tłumaczeniem "Modelli navali" autorstwa Orazio Curti.
"Galeona ..." powinna być w bibliotece.
-
- Posty: 4484
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Dziękuję ponownie,
do "Modelarza" powinienem w ciągu kilku dni dotrzeć. Myślę, że to mi na razie wystarczy.
Przy okazji, czy wiadomo z grubsza ile ówczesne żaglowce (XVIII/XIX w) "brały wody" ?
(Pamiętam, że drewnianą żaglówkę/jacht o wyporności ok. tony, z której wybieraliśmy wiadro dziennie uważaliśmy za raczej suchą.)
do "Modelarza" powinienem w ciągu kilku dni dotrzeć. Myślę, że to mi na razie wystarczy.
Przy okazji, czy wiadomo z grubsza ile ówczesne żaglowce (XVIII/XIX w) "brały wody" ?
(Pamiętam, że drewnianą żaglówkę/jacht o wyporności ok. tony, z której wybieraliśmy wiadro dziennie uważaliśmy za raczej suchą.)
-
- Posty: 4484
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Współczesną żaglówkę trudno raczej porównywać z dawnym żaglowcem, ponieważ - pomijając nawet znacznie doskonalsze dzisiaj masy uszczelniające (? chyba! Piszę to na podstawie ogólnej wiedzy technicznej, a nie specjalnej znajomości nowoczesnego szkutnictwa tradycyjnych jachtów drewnianych) - sama tylko sumaryczna długość szwów na okręcie, na którym taka łupinka mogłaby być tylko jedną z łodzi, i to nie największą, miała taką wartość, że gdyby założyć identyczny przeciek na każdy cm długości, skala byłaby niesamowita.
Pominę jednak dywagacje teoretyczne, które przyjemnie snuć, ale będące bez praktyki bardzo mało użyteczne. Wydajność pomp łańcuchowych, stosowanych szerzej od około początku XVII w. wynosiła - w starym typie 1 tona wody na minutę i 16 sekund przy 7 ludziach obsługi oraz na 1 minutę 21 sekund przy 4 pompujących; nowy typ dawał 1 tonę wody w 44 sekundy przy 4 ludziach i w 55 sekund przy dwóch obsługujących.
Zazwyczaj takie wydajności absolutnie nie były potrzebne, chociaż kontretne wartości ściśle zależały od stanu kadłuba. Normalnie biorąc, okręt świeżo wypuszczony ze stoczni remontowej powinien był prawie nie przeciekać (godzinę czy dwie pracy pomp na dobę uważano za ideał), a wracający z dłuższej kampanii chłonął wodę jak gąbka, o uszkodzeniach w bitwie nawet nie wspominając. Zdarzały się jednak niechlubne wyjątki, kiedy żaglowiec po zejściu z doku tonął w pierwszym rejsie na skutek brakoróbstwa i malwersacji stoczniowców. Cztery pompy łańcuchowe na "Victory", przy których można było postawić (i czasem to robiono) na raz 150 ludzi, wydobywały z zęz zazwyczaj około 120 ton wody na godzinę w dłuższym okresie czasu, co jest wielką wartością bezwzględną, ale daleko mniejszą od maksymalnej możliwej wydajności.
Krzysztof Gerlach
Pominę jednak dywagacje teoretyczne, które przyjemnie snuć, ale będące bez praktyki bardzo mało użyteczne. Wydajność pomp łańcuchowych, stosowanych szerzej od około początku XVII w. wynosiła - w starym typie 1 tona wody na minutę i 16 sekund przy 7 ludziach obsługi oraz na 1 minutę 21 sekund przy 4 pompujących; nowy typ dawał 1 tonę wody w 44 sekundy przy 4 ludziach i w 55 sekund przy dwóch obsługujących.
Zazwyczaj takie wydajności absolutnie nie były potrzebne, chociaż kontretne wartości ściśle zależały od stanu kadłuba. Normalnie biorąc, okręt świeżo wypuszczony ze stoczni remontowej powinien był prawie nie przeciekać (godzinę czy dwie pracy pomp na dobę uważano za ideał), a wracający z dłuższej kampanii chłonął wodę jak gąbka, o uszkodzeniach w bitwie nawet nie wspominając. Zdarzały się jednak niechlubne wyjątki, kiedy żaglowiec po zejściu z doku tonął w pierwszym rejsie na skutek brakoróbstwa i malwersacji stoczniowców. Cztery pompy łańcuchowe na "Victory", przy których można było postawić (i czasem to robiono) na raz 150 ludzi, wydobywały z zęz zazwyczaj około 120 ton wody na godzinę w dłuższym okresie czasu, co jest wielką wartością bezwzględną, ale daleko mniejszą od maksymalnej możliwej wydajności.
Krzysztof Gerlach
Ostatnio zmieniony 2009-02-20, 18:41 przez Krzysztof Gerlach, łącznie zmieniany 1 raz.
A czy wpływ owych nieuniknionych przecieków na np. stateczność czy inne właściwości żeglugowe był uwzględniany na etapie projektowania (dzięki lekturze tego subforum wiem oczywiście, że to projektowanie należy wziąć w duży cudzysłów...) ówczesnych okrętów?Krzysztof Gerlach pisze:Normalnie biorąc, okręt świeżo wypuszczony ze stoczni remontowej powinien był prawie nie przeciekać (godzinę czy dwie pracy pomp na dobę uważano za ideał), a wracający z dłuższej kampanii chłonął wodę jak gąbka, o uszkodzeniach w bitwie nawet nie wspominając.
Innymi słowy - czy budowniczowie zakładali obecność określonej ilości wody w kadłubie i adekwatnie do tego dobierali rozmiary, proporcje i tym podobne, tak, aby mimo tego dodatkowego i niepożądanego (?) balastu uzyskać jak najlepsze właściwości?
Ponownie pięknie dziękuję,
niestety moje doświadczenia nie dotyczą współczesnego szkutnictwa a są to wspomnienia sprzed lat trzydziestu a łodzie, które pamiętam też już wówczas nie były nowe.
Ale wracając do tematu: skala "ciekliwości", która w poprzednim liście sama mi się zdefiniowała jako stosunek wody wziętej w ciągu doby do wyporności jednostki wygląda, na podstawie przedstawionych przez Pana danych, podobnie. Myślę, że były to raczej tony czy dziesiątki ton niż pojedyncze wiadra na dobę. Czyli też około jednego procenta wyporności.
Jakiej wysokości pompowania dotyczą podane przez Pana wydajności? Podniesienie tony wody na 4,5 metra (wydaje mi się, że rozsądna aczkolwiek zapewne zaniżona wartość) wymaga 1 konia mechanicznego mocy. Nie jestem pewny ale wydaje mi się, że dla dwóch ludzi przy ciągłej pracy to dużo za dużo.
niestety moje doświadczenia nie dotyczą współczesnego szkutnictwa a są to wspomnienia sprzed lat trzydziestu a łodzie, które pamiętam też już wówczas nie były nowe.
Ale wracając do tematu: skala "ciekliwości", która w poprzednim liście sama mi się zdefiniowała jako stosunek wody wziętej w ciągu doby do wyporności jednostki wygląda, na podstawie przedstawionych przez Pana danych, podobnie. Myślę, że były to raczej tony czy dziesiątki ton niż pojedyncze wiadra na dobę. Czyli też około jednego procenta wyporności.
Jakiej wysokości pompowania dotyczą podane przez Pana wydajności? Podniesienie tony wody na 4,5 metra (wydaje mi się, że rozsądna aczkolwiek zapewne zaniżona wartość) wymaga 1 konia mechanicznego mocy. Nie jestem pewny ale wydaje mi się, że dla dwóch ludzi przy ciągłej pracy to dużo za dużo.
-
- Posty: 4484
- Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
- Lokalizacja: Gdańsk
Woda na drewnianym żaglowcu, to nie tylko ta niepożądana, powstająca z przecieków i odpompowywana w normalnych warunkach z zęz. Wody używano do mycia ludzi i pokładów, do kuchni, do gaszenia pożarów i gaszenia pod kuchnią w razie nagłego przypadku, do zmywania oficerskich ustępów (w XIX wieku to już były prawdziwe WC), do wypychania "niezdrowego powietrza" itd. Oczywiście to tych wszystkich celów "gospodarczych" (no, prawie do wszystkich) nie mogła być używana stęchła, śmierdząca i niezdrowa woda zęzowa. Część wody morskiej wprowadzano więc świadomie do wnętrza okrętu (np. rurkami z kranikiem, znajdującymi się tuż pod linią wodną, albo pionowymi rurami wprost spod dna okrętu, jak na "Victory") i były wewnątrz nawet specjalne zbiorniki (cysterny), z których tę wodę potem wybierano pompami.
Zatem pewna ilość wody morskiej była stale w kadłubie i tę ilość oczywiście uwzględniano w projektowaniu (opartym na doświadczeniu). Natomiast zadaniem pomp było stałe usuwanie wszelkiego nadmiaru, więc tego już nie włączano do obliczeń. Co do niepożądanego balastu - ciekawostką może być fakt, że jak w XIX wieku zaczęto na drewnianych żaglowcach coraz częściej instalować metalowe, obszerne zbiorniki na wodę słodką, zamiast drewnianych beczek, uwzględniano już jej wpływ (i zmian w miarę zużycia!) na balastowanie żaglowca, a nawet pojawiły się pomysły, by puste miejsca zapełniać wodą morską i traktować to jako balast główny okrętu.
Wysokość podnoszenia - na "Victory" cztery pompy łańcuchowe, wykorzystywane jako główne pompy zęzowe, podnosiły na wysokość około 7,7 m (to wysoki trójpokładowiec). Tłokowe pompy używane do celów gospodarczych na tym samym okręcie (mające maksymalną wydajność około 10 razy mniejszą), podnosiły wodę na wysokość 12 m. Jeden człowiek z pewnością nie mógł długo pompować z maksymalną wydajnością, jeśli miał przeżyć. Ale te 150 osób, o których wspominałem, mogło z czterokrotnie mniejszą wydajnością (a przecież wciąć OGROMNĄ) pracować na "Victory" godzinami. Przy organizowaniu zmian z załogi liczącej blisko 900 osób czas wydłużał się do tygodni.
Krzysztof Gerlach
Zatem pewna ilość wody morskiej była stale w kadłubie i tę ilość oczywiście uwzględniano w projektowaniu (opartym na doświadczeniu). Natomiast zadaniem pomp było stałe usuwanie wszelkiego nadmiaru, więc tego już nie włączano do obliczeń. Co do niepożądanego balastu - ciekawostką może być fakt, że jak w XIX wieku zaczęto na drewnianych żaglowcach coraz częściej instalować metalowe, obszerne zbiorniki na wodę słodką, zamiast drewnianych beczek, uwzględniano już jej wpływ (i zmian w miarę zużycia!) na balastowanie żaglowca, a nawet pojawiły się pomysły, by puste miejsca zapełniać wodą morską i traktować to jako balast główny okrętu.
Wysokość podnoszenia - na "Victory" cztery pompy łańcuchowe, wykorzystywane jako główne pompy zęzowe, podnosiły na wysokość około 7,7 m (to wysoki trójpokładowiec). Tłokowe pompy używane do celów gospodarczych na tym samym okręcie (mające maksymalną wydajność około 10 razy mniejszą), podnosiły wodę na wysokość 12 m. Jeden człowiek z pewnością nie mógł długo pompować z maksymalną wydajnością, jeśli miał przeżyć. Ale te 150 osób, o których wspominałem, mogło z czterokrotnie mniejszą wydajnością (a przecież wciąć OGROMNĄ) pracować na "Victory" godzinami. Przy organizowaniu zmian z załogi liczącej blisko 900 osób czas wydłużał się do tygodni.
Krzysztof Gerlach