STEFAN BATORY (Król Polski 1576-1586)
Napisał R Emtage
Pasażerom, przemierzającym w lutym 1988 roku pokłady polskiego „weterana mórz”, STEFANA BATOREGO, towarzyszył duch Historii. Od czasów, gdy Polską władał Król, będący Patronem tego niewielkiego „pasażera”, minęło czterysta lat, a dwadzieścia – od dnia, w którym na jego flagsztoku podniesiono polską banderę handlową. I oto przyszedł dla niego czas pożegnania, czas zejścia z wielkiej morskiej sceny.
Owego lutowego popołudnia statek leżał spokojnie na wodzie, zacumowany do nabrzeża w Bridgetown. Dopiero co przybył z Madery; jego pasażerowie i załoga spędzili na morzu cały tydzień. Teraz większość pasażerów bawiła się na brzegu, zażywając słońca i innych miejscowych rozkoszy, zaś sam statek odpoczywał po trudach żeglugi, ustrojony w uroczystą galę flagową, która wyróżniała go na tle innych stojących w porcie „pasażerów”.
Dla prawdziwego „shiplovera” wizyta na takim statku, nostalgiczny wieczór na jego pokładzie, była prawdziwym przeżyciem i wysokiej próby rzadkością. Cóż, następnej wizyty na STEFANIE BATORYM nie będzie – transatlantyk kończy już swoją służbę pod polską banderą handlową...
Przechadzając się pogodnym popołudniem po otwartych pokładach statku – nie mogłem bynajmniej powiedzieć, że jestem na jakimś „weteranie przez emeryturą”, o, nie... Rzadko się zdarza u armatorów taka dbałość o statek kończący służbę, a tu proszę – poręcze relingów wypucowane, pokładowe leżaki, czyste i porządne, ustawione jak na jakiejś paradzie w równiutkich szeregach. Tu i tam, spomiędzy tekowych klepek pokładu wyglądała rdza, nieme świadectwo dziesięcioleci, spędzonych na pracowitym przemierzaniu Północnego Atlantyku pod dwiema banderami. Rzadki był też widok ze skrzydła mostku na pokład dziobowy, gdzie spostrzegłem fachowo, po zejmańsku zamknięty i zabezpieczony szersztokami i brezentem – luk ładowni.
Wielkim atutem specyficznej „urody” STEFANA BATOREGO było to, że w znacznym stopniu pozostał on zarówno w sylwecie jak i układzie swoich wspaniałych pomieszczeń pasażerskich statkiem lat pięćdziesiątych. Modernizacje nie przyniosły zbyt wielkich zmian i łatwo wyobrazić sobie, jak ten statek wyglądał kiedyś, jako czwarty Maasdam HAL-u. Niestety – nie można powiedzieć tego samego o siostrzanym statku STEFANA BATOREGO, dawnym „Ryndamie” HAL-u, eksploatowanym od lat przez Greków spod znaku Epirotiki Lines, jako Atlas...
Większość pomieszczeń ogólnych na STEFANIE BATORYM mieściła się na pokładzie spacerowym. Ci z nas, którzy śledzą rozwój wystroju pomieszczeń współcześnie budowanych wycieczkowców, mogliby nazwać owe pomieszczenia STEFANA BATOREGO skromnymi, lecz dla tych, którzy pamiętają czasy komunikacji, a nie turystyki morskiej – rejs na tym statku bywał sentymentalną podróżą w przeszłość.
Wielki salon statku mieścił się w przedniej części wspomnianego pokładu i zajmował całą szerokość kadłuba, od burty do burty. Duże okna zapewniały widok na szeroki ocean, a komfortowe, choć nie przeładowane wnętrza pozwalały pasażerom czuć się, jak u siebie w domu. Właśnie taki wystrój i obfitość zieleni wokół dawały wnętrzom STEFANA BATOREGO ową przytulność, z której statek ten szeroko słynął. W każdym razie nigdzie nie było na nim sztucznej roślinności, tak często spotykanej na innych, nowszych wycieczkowcach i okrętowy ogrodnik na pewno nie narzekał na brak zajęcia...
Nieco wyżej, w głównym hallu wejściowym, gości statku witał wielki portret Patrona statku – Stefana Batorego, Króla Polski w latach 1576-86. Musiał to być zaiste władca nie lada, skoro cieszy się taką estymą w polskich kręgach morskich: przecież przez ostatnie pół wieku to właśnie jego imię dumnie nosiły i noszą po morzach świata dwa najsławniejsze polskie liniowce.
Idąc dalej w stronę rufy, trafiłem do mieszczącej się po prawej burcie „Karczmy Polskiej”, pomieszczenia, jakiego z pewnością nie znajdziemy na dzisiejszych „pasażerach” – nieco podobnego do europejskich „piwiarni” i niemal całkowicie zbudowanego z drewna, co tylko dodawało mu uroku. Przyjemnie było tu spędzić wśród rozbawionych pasażerów oba wieczory podczas ostatniej, pożegnalnej wizyty statku w Bridgetown. W tej części rejsu na liniowcu płynęło w sumie około stu dwudziestu polskich pasażerów. Wszyscy chcieli zatańczyć z odchodzącym statkiem jego wielkiego, finałowego poloneza...
Ostatniego wieczoru przed wyjściem statku w morze spotkał nas z żoną nie lada zaszczyt: zostaliśmy zaproszeni na STEFANA BATOREGO na uroczystą kolację. Mało tego – mieliśmy przyjemność zasiąść wtedy przy Kapitańskim Stole, jako goście wspaniałego kapitana Bielicza, Pierwszego po Bogu w tym rejsie. A wieczór był przemiły i na długo zapadł nam w pamięć. Po wspaniałej, podanej z rzadkim dziś na lądzie i na innych statkach przepychem kolacji zebraliśmy się wszyscy w rufowej części pokładu łodziowego. Załoga porozstawiała tam stoliki i krzesła, nie zabrakło też leżaków, i tak pasażerowie spędzili resztę tropikalnego wieczoru w miłym chłodzie wiejącej lekko bryzy i przy świetle kolorowych żarówek. Mogliśmy do woli oglądać port i stojące w nim „pasażery”, a było ich tam akurat nie mniej, niż pięć. Mrugały do nas światłami pokładów, po czym po kolei odpłynęły. Przyglądałem się im ze swego miejsca i myślałem, ilu pasażerów na pokładzie takiego szykującego się do wyjścia w morze „wycieczkowca” może sobie zasiąść wieczorem na pokładzie i cieszyć się spokojem nocy w tropikach?... Cóż, trzeba przyznać ze smutkiem, że niewielu, bowiem dzisiaj mamy zamiast takich przeżyć „zorganizowaną turystykę masową”, a niejeden pasażer dzisiejszego wycieczkowca dowiaduje się, że w ogóle jest na statku wtedy, gdy na pokład wejdzie pilot, a potem pływający hotel odbije od nabrzeża.
Na STEFANIE BATORYM było inaczej: tu, jak zawsze przed każdym wyjściem z portu – zagrała na pokładzie okrętowa orkiestra.
Miło nam było gościć wspaniałego STEFANA BATOREGO przez całe dwa dni – przecież inne „pasażery” jeszcze tego samego dnia płyną zwykle dalej.
Trudno mi tu konkurować z wieloma sławnymi autorami, którzy napisali już o tym statku wiele, wiele stron. Wystarczy tylko dodać, że STEFAN BATORY na pewno pozostanie w historii żeglugi, nie tylko jako ostatni parowiec na starym Szlaku Północnoatlantyckim, lecz także jako statek jedyny w swoim rodzaju i lubiany przez rzeszę wiernych pasażerów. Jeśli polskie władze nie zdecydują się na kontynuację żeglugi pasażerskiej, to wraz z nim dobiegnie końca wspaniała era w dziejach polskiej bandery handlowej. Przyjmą to zapewne z żalem nie tylko Polacy, ale i my wszyscy tutaj, daleko od Polski.
Dokładnie o czwartej po południu piątego lutego 1988 roku, stojąc na skrzydle mostku obok kapitana Bielicza, usłyszałem żywe dźwięki polskiego marsza, granego przez okrętową orkiestrę na pokładzie łodziowym statku. Przy dźwiękach tej melodii wybrano cumy, a wezwany holownik podał na rufę hol. Wkrótce stary statek odbił zgrabnie od nabrzeża, wykonał zwrot w lewo; po czterech krótkich sygnałach oddano hol i liniowiec mógł użyć własnego napędu. Po podniesieniu kotwicy z mostku dano telegrafem komendę do maszyny: pół naprzód! Statek, nabierając prędkości, skierował się w stronę kanału wyjściowego. Jeszcze tylko uścisk kapitańskiej ręki, zwyczajowe życzenia „silnych wiatrów” – i pilot zszedł z mostku, udając się do czekającej u burty pilotówki. Gdy i ja zszedłem na jej pokład, szyper holownika dał trzy długie sygnały syreną, następnie głębokim basem odezwała się trzykrotnie syrena statku, po raz ostatni żegnającego Barbados...
Spojrzałem w górę i zobaczyłem pasażerów, zgromadzonych u relingów pokładu łodziowego. Kapitan Bielicz i wszyscy jego oficerowie stali na skrzydle mostku, machając uniesionymi ramionami w geście pożegnania. STEFAN BATORY tymczasem, kołysząc się łagodnie na nadbiegającej ku niemu fali, ruszył ku zachodzącemu w oddali Słońcu, prezentując po raz ostatni swój elegancki profil.
Nigdy już nie zobaczymy tu tego Wielkiego Stateczku, przynajmniej nie pod tą nazwą i nie pod tą banderą, choć mam wielką nadzieję, że wkrótce zawita do nas jego następca, by godnie kontynuować wielkie tradycje Polskich Linii Oceanicznych.
Tymczasem - niech Cię Bóg prowadzi, STEFANIE BATORY! I dziękujemy Ci za dobrą robotę!
Barbados, 1988
Z angielskiego przełożył W M Wachniewski
Od tłumacza:
STEFAN BATORY powstał w Schiedam w Holandii (wod. 5.IV.1952), jako czwarty Maasdam dla sławnego armatora Holland-Amerika Lijn z Rotterdamu. W służbie od lipca 1952 roku, miał 15,024 BRT pojemności, turbinowy napęd i miejsca pasażerskie dla 861 osób w dwóch klasach: pierwszej i turystycznej (39+822). Służył pod znakiem HAL-u przez szesnaście lat, po czym w czerwcu 1968 roku nabyty został przez ówczesne PLO, jako następca sławnego włoskiej budowy BATOREGO. Przybył do Polski w dniu 11.X.1968 roku, po czym wszedł na dok Stoczni Gdańskiej na kilkumiesięczną przebudowę i modernizację, po której miał 15,044 BRT i tylko 779 miejsc pasażerskich w dwóch klasach (45+734). Został dziewiątym i ostatnim transatlantykiem w historii polskiej bandery handlowej. Odnowiony statek wyszedł w pierwszy rejs liniowy pod znakami PLO w dniu 11.IV.1969 roku pod dowództwem kapitana J Pszennego. Trasa wiodła do Montrealu przez Kopenhagę, Rotterdam i Londyn. Po raz ostatni banderę opuszczono na STEFANIE BATORYM w dniu 6.IV.1988 roku o godzinie 14.00. W ciągu niespełna dziewiętnastu lat statek odbył 140 podróży liniowych na trasie Gdynia-Montreal i 153 różne rejsy wycieczkowe, przewożąc łącznie 188 tysięcy pasażerów. Sprzedany za granicę istniał jeszcze przez ponad dwanaście lat, do końca maja 2000 roku, kiedy został pocięty na złom.
Wspomnienie p. R Emtage'a o STEFANIE BATORYM
Re: Wspomnienie p. R Emtage'a o STEFANIE BATORYM
Maleńkie sprostowania :
Nie Stoczni Gdanskiej i nie bezposrednio na dok ( dock w angielskim to polskie nabrzeze). Wszedł do Gdanskiej Stoczni Remontowej i oczywiscie po jakims czasie został zadokowany. Postoj na doku byl tylko czescią okresu remontowego.
Zawinięcia w pierwszym rejsie to Kopenhaga, Londyn, Quebec i Montreal.
Nie Stoczni Gdanskiej i nie bezposrednio na dok ( dock w angielskim to polskie nabrzeze). Wszedł do Gdanskiej Stoczni Remontowej i oczywiscie po jakims czasie został zadokowany. Postoj na doku byl tylko czescią okresu remontowego.
Zawinięcia w pierwszym rejsie to Kopenhaga, Londyn, Quebec i Montreal.
Re: Wspomnienie p. R Emtage'a o STEFANIE BATORYM
Dziękujemy za tekst i zapraszamy do częstszych odwiedzin.
Re: Wspomnienie p. R Emtage'a o STEFANIE BATORYM
Początkowo miałem zamiar odnieść się tylko do przypisu tłumacza nie podejmujac wątków w tekscie Emtage'a , sympatycznego opisu shiplovera ktory przyjmuje sie z dobrem inwentarza- jednak wypada odnieść się do uwag o sylwetce.
Najwyrazniej autor nie widzial St.Batorego przed przebudową ,bo kiedy Maasdam wplynał do Gdanska - był powszechny szloch milosnikow naszych poprzednich pasażerów, ze kupiono jakieś tam barachło z demobilu. Polscy projektanci udanie poprawili sylwetke ; wprowadzono ciągłą linię nadburcia bez uskoków ; usunięto slupowe maszty z bomami na rzecz zurawi elektrycznych, usunieto plaski komin i zastąpiono bryłowym ze skrzydełkami ktore w zamyśle miały odrzucac sadze poza poklad rufowy. Statek nabrał wygladu i został (z bólem serca) zaakceptowany. Nie wygladał najgorzej przy swoim konkurencie do Montrealu czyli znacznie młodszym Puszkinie. Różnicę dobrze widac po wbiciu w google Maasdam - autor strony zamiescił bowiem przy zdjęciu Maasdama zdjecie Stefana Batorego.
Nie ma racji Emtage również przy opisie pomieszczen. Z dawnego klimatu i wystroju nic nie zostalo - na korzysc St.Batorego- oczywiscie.
Najwyrazniej autor nie widzial St.Batorego przed przebudową ,bo kiedy Maasdam wplynał do Gdanska - był powszechny szloch milosnikow naszych poprzednich pasażerów, ze kupiono jakieś tam barachło z demobilu. Polscy projektanci udanie poprawili sylwetke ; wprowadzono ciągłą linię nadburcia bez uskoków ; usunięto slupowe maszty z bomami na rzecz zurawi elektrycznych, usunieto plaski komin i zastąpiono bryłowym ze skrzydełkami ktore w zamyśle miały odrzucac sadze poza poklad rufowy. Statek nabrał wygladu i został (z bólem serca) zaakceptowany. Nie wygladał najgorzej przy swoim konkurencie do Montrealu czyli znacznie młodszym Puszkinie. Różnicę dobrze widac po wbiciu w google Maasdam - autor strony zamiescił bowiem przy zdjęciu Maasdama zdjecie Stefana Batorego.
Nie ma racji Emtage również przy opisie pomieszczen. Z dawnego klimatu i wystroju nic nie zostalo - na korzysc St.Batorego- oczywiscie.