Formułując takowe pytania negujesz sens, trud, wysiłek, troskę, tytaniczną pracę [bo w tamtym okresie - lata międzywojnia - nasz skromny kawałek wybrzeża był typowym jałowym ugorem], dalekowzroczną politykę i mądrość tych wszystkich ludzi [Wenda, Kwiatkowski, Rummel, Piłsudski, Maciejewicz i wielu, wielu innych], którzy widzieli olbrzymie korzyści z faktu dostępu Polski do morza i w fakcie tym upatrywali sznase rozwoju swego kraju.
Niczego nie chcę negować. Poza tym po co od razu ten ton górnolotny? Zastanawiam się tylko nad przyczynami naszego odwrócenia od morza. A że żyjemy w czasach kiedy wszystko ocenia się pod kątem opłacalności, to może nam się po prostu gospodarka morska nie opłaca? A jeżeli tak, to usiłuję dociec dlaczego? W IIRP też się podobno nie opłacało i pierwsze próby były romantyczno-żałosne. Dopiero po 1926 roku, jak państwo, nie tylko z przyczyn gospodarczych ale i prestiżowo-politycznych, "weszło w interes morski", zaczęło to jako tako się kręcić. Po wojnie powtórzyła to "władza ludowa". Teraz może mamy tylko powrót do "brutalnej rzeczywistości gospodarczej".
No bo;
- tanią banderą żeśmy się nie stali (moim zdaniem na szczęście - należy zlikwidować tanie bandery i raje podatkowe),
- "robotnikami morza" (jak Norwegowie czy Szwedzi w latach międzywojennych), wożącymi swoimi statkami ze swoimi załogami cudze ładunki pomiędzy cudzymi portami też nie (Jeszcze w czasach PRL-u to się udawało, no ale wtedy byliśmy dostarczycielami taniej siły roboczej, a i wieczny "głód walut wymienialnych" przejawiany przez gospodarkę krajową uzasadniał szukanie ich po różnych dziwnych przelicznikach. Gdy kurs dolara zszedł z "pererelowskiego" do normalnego, okazało się, że są przewoźnicy tańsi od nas.),
- masowa produkcja statków na eksport za "władzy ludowej" też miała taki podtekst (tania siła robocza, a w zamian cenne waluty wymienialne. Poza tym znaczna część eksportu statków szła do ZSRR, a ten coś się zaparł i od kilkunastu lat przestał, nie wiadomo dlaczego, zamawiać nowe. Na dodatek kraje, na których w latach 60/70 XX wieku świetnie zarabialiśmy eksportując do nich nie tylko statki, ale i kosy, sierpy, trampki czy podkoszulki, nie tylko przestały od nas te wyroby kupować, ale i pchają się bezczelnie na nasz rynek z własną elektroniką, komputerami i samochodami - teraz ich siła robocza jest tania.
O rybołóstwie lepiej nie wspominać. Światowym. Jedną z rzeczy, która mnie najbardziej w sprawach morskich w życiu zaskoczyła, jest to, że w morzach i oceanach zabrakło ryb. Jeszcze 25-30 lat temu wyśmiałbym każdego kto tak by powiedział.
Pozostaje nam wożenie "swoich" (czyli eksportowanych lub importowanych przez nas) towarów morzem (ale i tu swoboda konkurencji się kłania). Tu się zaczyna problem. Zdecydowana większość naszej wymiany handlowej to Niemcy, Rosja, Francja, Ukraina i okoliczne kraje. Na upartego można towary z Gliwic do Norymbergi, z Warszawy do Kijowa, Paryża albo Moskwy wozić na części trasy morzem. Tylko czy to się opłaca. Gaz i ropę też sprowadzamy rurą, bo najtańsze. Chcemy zmienić i sprowadzać z Kazachstanu czy Kaukazu, ale też rurą, przez Odessę i Brody. "Nabucco" też zadaje się naszej gospodarki morskiej nie pobudzi. A jak wymyśliliśmy sobie, że będziemy gaz sprowadzać morzem, do gazoportu, którego jeszcze nie ma, to wyszło, że nie tylko będzie droższy, ale jeszcze zaraz zrobiła się afera, bo ktoś tam chce jakąś rurę po dnie morza położyć i przez to zrobi się ono za płytkie dla statków z gazem (obydwu). Takie to nasze morze. Nawet się na nim większe statki nie mieszczą, bo za płytkie. Zdaje się, że na Amazonkę większe wpłyną bez problemu. Coś mi się przypomina, jak to
towarzysz Gierek, wzorem Arystotelesa Onasisa, kupił sobie, modne wtedy, zbiornikowce "stutysięczniki" (3 sztuki?), to wyszło jajo, bo się okazało, że załadowane do pełna na Bałtyk nie wchodzą i zdaje się, że je trzeba było w Geteborgu odpompowywać nieco. Takie to nasze morze (ale mnie się i tak podoba).
I tylko o to mi chodzi. Czy naprawdę leżymy nad morzem. Czy czasem brutalna prawda nie jest inna, że jesteśmy krajem śródlądowym, który tylko miał złudzenia, że bierze udział w światowej gospodarce morskiej. A nie o "negowanie" czy broń Boże "wykpiwanie" tych wielkich ludzi, których wymieniłeś.[/u]