Korzystamy przede wszystkim na obecności we wspólnym rynku, wejście do UE nie jest z tym tożsame.
Zgoda, że w pierwszej kolejności korzystamy na wspólnym rynku. Ale na obecności w UE jak najbardziej również. Zarówno ekonomicznie jak i pod kątem bezpieczeństwa.
Otóż nie podoba mi się federalizacja Europy. Wspólne strefy ekonomiczne tego nie wymagają, przykładem jest NAFTA.
Nie mylmy pojęć. Raz, Ameryka to nie Europa. Dwa, USA także ma na celu stworzenie porozumienia ekonomiczno -politycznego. Może być ono "luźniejsze", bo podmiotów mniej i inna jest specyfika regionu.
Natomiast ciekaw jestem dlaczego pomysł federalizacji Europy ci się nie podoba? Bo np. mnie się podoba. Dlaczego miałby mi się nie podobać?
Reakcja na histerię klimatyczną świadczy o czymś innym
To co piszesz jest klasycznym przykładem na to co pisałem wcześniej - ludzie zazwyczaj patrzą na co co jest "tu i teraz", przyszłość ich nie obchodzi. Cokolwiek zas byśmy nie powiedzieli o naszym klimacie czy środowisku, to za chwilę będzie to coraz większy problem. Także gospodarczy. Od tego nie uciekniemy. Im zaś szybciej coś się zacznie z tym robić, tym mniej będzie nas to kosztowało. To nie są frazesy.
To akt wiary
Dlaczego tak sądzisz? Jakieś konkrety?
Przykłady (historyczne) na to, że próby stworzenia wspólnego rynku bez próby tworzenia wokół tego jakichś konstrukcji politycznych są skazane na niepowodzenie przy pierwszym większym kryzysie są. To, że nacjonalizmy gospodarcze biorą górę w trakcie kryzysów - to fakt. Powiedz, czy jesteś za przyjęciem euro czy nie?
Zgadza się. A wspólnota zaraz po tym zmieniła swój charakter.
![Question :?:](./images/smilies/icon_question.gif)
Nie gniewaj się, ale piszesz bzdury. UE nie zmieniła swego charakteru - cały czas jest tym samym. Następuje tylko proces o którym dyskutujemy - integracji (który w istotę UE jest wpisany). Co jest naturalne, bo bez tego UE się rozpadnie. Co więcej, my na ten proces się zgodziliśmy. Na wszystko. Więc w czym problem? A jeżeli to co prezentuje UE jest takie złe... Jeśli według Ciebie UE zmienia się tak jak nie powinna, to co za problem wyjść? Jedna nocka w parlamencie i już nas w UE nie ma. W czym problem?
Jest tylko jeden problem - praworządność jest hasłem-wytrychem o znaczeniu dopasowywanym w miarę potrzeb. I takim pozostanie.
Nie. Praworządność to np. sytuacja, w której, jeżeli państwo będzie stroną w sporze, to będzie miało takie same prawa jak każdy inny podmiot. To nie jest "słowo-wytrych". Zapewniam Cię, że przekonałem się o tym także na własnej skórze.
Tak można uważać, jeżeli nie rozumie się tego czym praworządność jest, lub kupuje się jakieś cyniczny przekaz propagandowy. Który bywa modny w niektórych środowiskach, ale który z rzeczywistością nie ma nic wspólnego.
Artykuł 2 nie ma żadnych definicji odnośnie znaczenia frazesów których jest zlepkiem.
Nie jest "zlepkiem frazesów". Dość jasno określa te wymogi, które KAŻDY członek UE powinien spełniać.
Ale OK, pójdźmy twoim tokiem rozumowania (z którym się nie zgadzam). Jeśli uważasz, że terminy tam określone nie są precyzyjne i nie określają jasno co oznaczają (co trzeba przestrzegać), to znaczy, że trzeba sięgnąć po ich wykładnię. A kompetencje do tego mogą mieć tylko szeroko określone władze UE. Z władzami sądowniczymi przede wszystkim. Jakieś wątpliwości? Nie podoba się? no to droga wolna - możemy z tej wrednej UE wystąpić.
Jeżeli wstępujesz do klubu, to przyjmujesz panujące w nim zasady. Nic nigdy nie jest wieczne, więc i zasady mogą ewoluować. O tym decydują członkowie klubu, jego władze. Nie podoba się? To do widzenia. W czym problem? Uważasz, że powinniśmy opuścić UE?
Bo jak mi się wydaje, eskalacja tej awantury i torpedowanie przez nasz rząd programu odbudowy, to jest właśnie gra na wyjście z UE - ma to być argument na przekonanie wyborców do zgody na opuszczenie UE. Bo jako członek UE będzie nam trudno zmienić ustrój na niedemokratyczny. A poza UE - hulaj dusza, piekła nie ma.
...to realnie oznacza że daje tej osobie prawo do obstrukcji...
Niekoniecznie. Bo jest jeszcze coś takiego jak zwyczaj i dobre obyczaje. A to też ma znaczenie.
Wyobraźmy sobie sytuację w której doszło do uchwalenia jakiegoś niekorzystnego dla Polski prawa na skutek działalności agenturalnej obcego państwa poprzez szantaż osobisty na parlamentarzystach i ta sprawa jest rządowi znana. W takiej sytuacji ustawa nie zostanie opublikowana w dzienniku ustaw - jest to element bezpieczeństwa funkcjonowania państwa.
Nie rozumiem. Ustawę uchwala sejm. Senat może ją wetować, więc sejm musi uchwalić ją bezwzględną większością. Więc jak rozumiem, parlamentarna większość działałaby przeciw interesom państwa? Ale to właśnie ta większość decyduje o tym co jest a co nie tym interesem! Może się oczywiście mylić, ale mylić można się zawsze.
Nie za bardzo widzę sens w tym przykładzie. No i co to jest "interes państwa"? Bo jak znam życie, możemy w wielu kwestiach mieć na ten temat różne zdanie. I co? Po to są wybory wyłaniające legislatywę, po to jest sejm i senat, by to określić!
Ale nacjonalizmy gospodarcze mają się świetnie i nierówne traktowanie obywateli UE jest wpisane w ten system.
Jeśli powyższe zdanie jest prawdziwe, to znaczy, że nie ma wspólnego rynku. Więc niby jak to jest?
Nacjonalizmy gospodarcze będą zawsze, dopóki będą istniały państwa i obszary o odmiennej specyfice gospodarczej. To naturalne. Ale jeżeli będą one objęte wspólnym rynkiem, to nie będą się miały dobrze (nacjonalizmy gospodarcze). Będą bowiem przez rynek "zduszane". To jest m.in. zadaniem wspólnego rynku.
Piotrze S., czy naprawdę uważasz, że brednie prawione przez Ziemkiewicza mogą kogokolwiek przekonać poza osobami już dawno przekonanymi do tego co on sądzi?
Osobiście wolałbym, jeśli już, poczytać jakieś twoje argumenty. Które Ty sprecyzujesz i napiszesz. Oducz się przeklejać cudze teksty. Zacznij pisać własne. Tylko proszę, nie tak jak to robi Marek8 - zrób to tak by można Cię było zrozumieć o co ci chodzi.