Marmik, to że ze mną nie dyskutujesz to wiem. To ja próbuję nawiązać z Tobą jakąś cywilizowaną dyskusję. Aczkolwiek jest to trudne, bo nie zawsze się z Tobą zgadzam, a jak napisałem wcześniej, gdy ktoś się z Tobą nie zgadza (a jeszcze istnieją uzasadnione przesłanki, że ma rację!) to wpadasz w histerię. A w takim stanie dyskusją jest niemożliwa. Jak zauważyłeś, nie reaguję na twoje zaczepki i obelgi, tylko cierpliwie staram się tę dyskusję jednak nawiązać. Tłumacząc Ci jednocześnie, że to co piszesz, twoje zachowanie, świadczą jedynie o Tobie. Odnoszę wszakże wrażenie, że po przeczytaniu tych słów, zareagujesz w sposób tradycyjny - czyli histeryczny. A ponieważ zauważyłem, że musisz mieć ostatnie słowo, więc ci je ustępuję. Od gotowości do dyskusji nie odchodzę, ale jak to pisał Sztaudynger: "Bo w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało na raz".
NSR jest terminem mocno nieintuicyjnym.
Niekoniecznie. Nawiązałbym tu do XIX wieku i wprowadzeniu armii masowych. Z biegiem czasu prawie wszędzie (poza W. Brytanią do 1916 roku, ale to kwestia specyfiki tego państwa, które armię potrzebowało bardziej do utrzymania porządku w koloniach niż obrony granic, bo to ostatnie realizowała flota) wprowadzono powszechną służbę wojskową. co oznaczało, że mężczyźni w określonym wieku odbywali służbę trwającą jakiś tam, względnie krótki, okres, po czym przechodzili do rezerwy. Armia nigdy nie miała obsadzonych pełnych stanów. W jednostkach liniowych stanowiły one zazwyczaj kniej niż połowę stanów wojennych, ale dochodziły też całe duże skadrowane jednostki rezerwowe, których w czasie pokoju praktycznie nie było i pojawiały się po wybuchu wojny. Z tym, że ilość przeszkolonych ludzi zawsze była większa niż ilość miejsc do obsadzenia w jednostkach. Gdyż wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że trzeba będzie, po wypełnieniu jednostek do pełnych stanów, mieć jeszcze ludzi, którymi będzie można uzupełnić straty wojenne. Więc mobilizacja, mająca na celu wypełnienie stanów jednostek (i tych pierwszo- i drugoliniowych), nigdy nie obejmowała wszystkich rezerwistów. Nie obejmowała nawet połowy zazwyczaj (aczkolwiek tu wszystko zależało od państwa i jego ludzkich zasobów tudzież organizacji armii).
NSR to trochę taka rezerwa ale w przypadku armii zawodowej. Czasy się zmieniają, armia się nasyca specjalistycznym sprzętem wymagającym pewnej wiedzy i praktyki. Więc należałoby stworzyć rezerwę - taką samą jak w przypadku armii masowych. Armie drugiej połowy XIX i początku XX wieku, nie dysponowały jakimś super skomplikowanym sprzętem, więc i wymogi były ograniczone. Większość stanowisk obsługiwać mógł praktycznie każdy. Więc i od uzupełnień nie wymagano dużo. Tym bardziej, że bazowano w dużym stopniu na masie. Za zasada mogła obowiązywać jeszcze w II wojnie lub trochę po jej zakończeniu. Ale w miarę jak armia nasycała się specjalistycznym sprzętem, trzeba było coraz więcej fachowców. Których trudno było wyszkolić w krótkim czasie - postawiono więc na armię zawodową lub częściowo zawodową. Ale taka armia też musi mieć rezerwy. Z ludzi, którzy mają stosowne kompetencje. Przy czym i te rezerwy muszą mieć możliwość "wypełnienia" wakujących stanowisk a następnie, gdy już wojna będzie trwać, dostarczyć ludzi na miejsce tych, którzy zostali wyeliminowani.
NSR to, a przynajmniej powinno tym być, po prostu rezerwa dla armii zawodowej, tak samo jak zwykli rezerwiści byli rezerwą dla armii masowych z poboru. Zmienia się tylko skala - bo zmieniają się też wymagania. I o to na dzień dzisiejszy trzeba zadbać, bo NSR "umiera". A to moim zdaniem bardzo źle. Bo jest to rozwiązanie nieporównanie lepsze od tego, które się na siłę, wbrew dużej części wojskowych, próbuje wprowadzać.
Trudno mi tu dyskutować czy termin jest intuicyjny czy nie - to kwestia subiektywna. Liczy się jednak cel - a ten jest ZAWSZE taki sam. Armia musi uzupełnić wakaty, a potem, już podczas wojny, mieć zastępców dla tych, którzy zginą lub zostaną ranni. A ponieważ we współczesnej armii jest coraz więcej stanowisk wymagających relatywnie sporych kwalifikacji, zastępstwo trzeba zaś mieć na już, to i rezerwa musi wyglądać inaczej. Terytorialsi jakieś tam dziury pewno i mogliby łatać, ale na pewno nie będą stanowili takiej rezerwy jaka będzie potrzebna. No i, o ile się nie mylę, oni mają swoje zadania.