No właśnie tego się boję. Osobiście uważam, że Tajwan to najbardziej niebezpieczne miejsce na Ziemi. Ukraina (i ew. kraje bałtyckie) to niebezpieczeństwo w Europie, ale światu raczej nie zagraża. Tajwan może zagrażać wszystkim.A dla Chińczyka nie ma większego splendoru niż zostanie Wielkim Zjednoczycielem Ojczyzny.
Choć z drugiej strony... Jeszcze miesiąc temu byłbym tego pewny. Obecnie, patrząc na szalone ruchy Trumpa, pewny do końca nie jestem. Bo nawet konflikt o Tajwan może sprowadzić się do konfliktu analogicznego do europejsko-rosyjskiego. Świat staje się nieprzewidywalny, więc i tu wszystko może się zmienić. Trump krzywdzi/osłabia wszystkich, USA też. Może nawet najbardziej (zobaczymy)?
Właśnie dlatego, że nie tylko u nas takie rzeczy zaszły i są one w zasadzie charakterystyczne dla całego świata, to uważam, że my nikogo do niczego nie inspirowaliśmy. Po prostu taki jest trend. Już tu kiedyś moje poglądy na ten temat tłumaczyłem. Świat jest "na zakręcie". Raz z powodu globalizacji (która przybrała niespotykane rozmiary), dwa z powodu "rewolucji informatycznej". Wcześniej podobny "zakręt" mieliśmy podczas rewolucji przemysłowej a jeszcze wcześniej, gdy coraz większą rolę w gospodarkach państw europejskich zaczęła odgrywać działalność pozarolnicza. Zawsze podczas takich "zakrętów" ludzkość per saldo zyskuje (choć niekoniecznie wszyscy i bardzo różnym stopniu), ale w momencie gdy "zakręt" się zaczyna, jedni tracą a inni zyskują. I ci którzy tracą są niezadowoleni. A z tego niezadowolenia wypływa akceptacja działań radykalnych, mających "wywrócić stolik", bez względu na konsekwencje. I z czymś takim mamy, według mnie do czynienia.Przypomnieć ci obojętność wyborczą i ewidentny skręt w Polce? Uważasz, że to nie zrobiło roboty między innymi? Bo nie tylko u nas dziwne rzeczy zaszły.
Generalnie, upraszczając do bólu, sytuacja polityczna (system polityczny) jest stabilny, gdy władzę mają ci, "którzy mają pieniądze" (Marks by powiedział, "którzy mają kapitał"

Jeśli patrzeć na zachodzące zmiany przez pryzmat historii, to nic dobrego nam to nie wróży. Co zresztą już widać. Natomiast nie musi oznaczać katastrofy, choć może. Zmiany mogą zajść ewolucyjnie albo rewolucyjnie. Zajść muszą - świat na pewno będzie inny niż ten, który znamy. Ale cena za te zmiany może być niska/akceptowalna lub bardzo wysoka. To zależy od ludzi jako takich. Przynajmniej tych, którzy mieszkają w krajach demokratycznych (choć ci, którzy mieszkają w autokracjach, paradoksalnie też coś do powiedzenia mają, choć mniej).
Tak to wygląda z punktu widzenia dialektyki historycznej (która nie powinno kojarzyć się nikomu z Marksem i Engelsem, bo to są inne bajki

I jeszcze jedno. Czy nadal przeciwnicy integracji UE uważają, że UE integrować się nie powinna?