Poproszę o konkrety na koniec lat 90-tych XXI wieku wraz z szacowaniem kosztów nabycia szkolenia i ekspolatacji, bo to co napisałeś to jak na razie puste slogany.orcyn pisze:Wale śmiało - cała Ameryka Południowa pływa na pobrytyjskim sprzęcie, sprzęcie z floty która od lat się gwałtownie redukuje ,rezygnując z kikunastoletnich okretow z powodu ograniczen a nie zuzycia czy wymiany sprzetu . Taka Armada de Chile naprzykład
Nie zapomnij o uwzględnieniu długoterminowego planowania zakupów i zakresu prowadzenia rozmów.
BTW Taka chilijska marynarka też kupuje "amerykański złom" t. Newport.
Typowe płytkie myślenie. Gdy ktoś wskazuje jeden kierunek to przestajesz patrzeć na resztę?orcyn pisze:Jezeli sensem istnienia MW ma byc pokazywanie bandery na swiecie to rzeczywiscie fregaty sa na to odpowiednie
Szwecja i Finlandia to kraje specyficzne (pod niejednym względem). Sądzę, że każdy potrafi to dostrzec. A może się mylę?orcyn pisze:- jezeli interesy Polski to chyba przyklad Szwecji albo Finlandii jest blizszy naszej "mocarstwowosci".
Dla nas czyli dla kogo? Dla mieszkańców Koziej Wólki? dla mieszkańców pofdkarpackiego? Dla Polaków? Dla naszego sojuszu?orcyn pisze:Oczywiscie to wszystkie udzialy w zespolach fregat NATO to fajna sprawa i plus, ale czy napewno dla nas - no bo jakby przyszlo co do czego to nawet nie bardzo jest amunicja do strzelania
Po cholerę tworzy się sojusze? Chyba po to by mieć sojuszników. Polska nie jest i nie będzie samowystarczalna w sensie militarnym więc jest (i była) skazana na sojusze. Tyle, że obywatele tego kraju to najchętniej widzieliby NATOwskie AWACSY z Geilenkirschen patrolujące polskie niebo, NATOwskie Patrioty broniące polskiej rzestrzeni powietrznej, NATOwskie wojska na wypadek konfliktu (bo chyba po to tworzy się sojusze), ale już polskich fregat w SNMG-1 to nie bo za drogo, polskich żołnierzy gdzieś w odległym kraju to nie, bo narażają się, a inni "spijają śmietankę".
Nie ma na świecie takich sojuszów gdzie jeden coś daje, a drugi nic nie daje.
Nasze okręty też były nowozbudowane na zamówienie dla amerykanów. chyba, że twierdzisz, iż amerykanie dla siebie zbudowali gorzej. Wiekowo okręty są rowieśnikami, prócz ostatniej australijskiej pary z lat 90-tych. "Sydney", który poszedł na pierwszy ogień został wcielony w 1983 r.orcyn pisze:Modernizacja australijskich OHP to zly przyklad - to okrety nowozbudowane na zamowienie australiczykow , zasadnicza roznica w porownaniu z naszymi.
Jedyna różnica to to, że amerykanie swoje zakonserwowali.
Raz patrzysz wąsko, a raz szeroko. Następcy dla OHP są. Projekt nazywa się Gawron-IIM. Na razie nikt go nie anulował. czy jest dobry czy też nie to zagadnienie na kilkudziesięciostronicowe opracowanie rozpoczynające sie od zastanowienia się nad pytaniem "dobry do czego?".orcyn pisze:Modernizacja, uwazam to najdrozsze wyjscie poniewaz nie rozwiazuje problemu tylko go przesuwa w czasie ,zwlaszcza jezeli wazy sie przy tym sprawa w koncu 1-2 wreszcie nowych,wreszcie nowoczesnych okretow,nastepcow OHP
Jak mało kasy lub brak chęci do jej wydawania to modernizacja OHP jest najtańszym wyjściem. Dochodzi do tego efekt w stylu "poczekamy na wykrytalizowanie się koncepcji budowy nowych okretów w krajach NATO", a taka koncepcja wlaśnie się krystalizuje, choć niektóre konstrukcje mają lekką obsuwę.
To był wybór polityczny. Nie hipotetycznie, a faktycznie. W momencie dokonywania wyboru nie był to wybór zły. Problemem była nieświadomość strony polskiej co do tego na co sie porywamy oraz co do tego jak rozbi się interesy w wielkim świecie. Amerykanie przystępując do rozmów ze stroną polską reprezentowali (w przenośni) poziom Kasparowa, a Polacy poziom pana Władka, telemontera. Wynik partii szachów był łatwy do przewidzenia.orcyn pisze:Osobiscie jestem miłośnikiem naszej PMW i wszystko co w niej pływa mi sie podoba nawet te OHP i staram sie dostrzegac ich pozytywne strony, ale naprawde hipotetycznie (bo juz sie nie odstanie) uwazam ze to byl wybor polityczny nie majacy za wiele wspolnego z potrzebami a moze co najwazniejsze z mozliwosciami finansowania i pomysłem na wykorzystanie
Dla ścisłości, amerykanie byli zdziwieni naszym podejściem do załatwiania spraw przysłowiową metodą "za flaszkę" i "na piekne oczy". Tam sprwę się załatwia za dolary.