I jeszcze podpis pod zdjęciemJednym z pierwszych przedmiotów pomocy wojskowej USA było przekazanie polskiej Marynarce Wojennej dwóch fregat typu Olivier H. Perry. W ramach Excess Defense Article (EDA, system pozbywania się wycofanego wcześniej z eksploatacji sprzętu wojskowego, zakładający, że wszelkie koszty związane z rozkonserwowaniem, remontem, transportem, szkoleniem, modernizajcą itp. ponosi odbiorca, często służą one np. jako cele do testowania uzbrojenia) MW otrzymała 15 marca 2000 fregatę USS Clark (zwodowaną w 1979), a 28 czerwca 2002 USS Wadsworth (1978). W Polsce przemiano je na ORP Pułaski i Kościuszko. Transfer pierwszej fregaty kosztował 8 mln USD, drugiej - ponad 10 mln USD.
Z fregat Amerykanie usunęli prawie cały używany dotąd w miarę nowoczesny sprzęt, wymieniając go na wyposażenie starszych wersji. Fregaty otrzymaliśmy z pociskami przeciwokrętowymi Harpoon w wersji już nie produkowanej, co oznacza, że nie można uzupełnić ich stanu, a kupno nowych wymaga ogromnych inwestycji na wyrzutnie i inne wyposażenie. Dokupiono co prawda 4 Harpoony II, prosto z linii produkcyjnej, tyle że nie zintegrowane z systemem bojowym fregat, zatem zupełnie nieprzydatne.
Już w pierwszej fazie wyposażanie fregat kosztowało blisko 25 mln USD. Tylko ok. 5 mln USD zostało sfinansowanych w ramach bezzwrotnych środków z FMF. Planowane na 2006 uzupełnienie jednostki ognia pocisków rakietowych woda-powietrze SM-1 nie doszło do tej pory do skutku...
Do otrzymanych okrętów Polska pozyskała 4 śmigłowce Kaman SH-2G - niezbędny element systemu bojowego. Śmigłowce tego typu w USA wycofano z użycia w 2001. Amerykanie nie mieli więc na czym szkolić polskich załóg. Wstępne przygotowanie darmowych śmigłowców kosztowało 2,5 mln USD, najbardziej niezbędne remonty - 1,5 mln USD, a 7-letni kontrakt serwisowy 16 mln USD. Podpisaniem przez stronę polską tego właśnie kontraktu Amerykanie warunkowali przekazanie śmigłowców...
Przejmując cały ten sprzęt Polska musiała się zobowiązać zapłacić za szkolenie (30 tys. USD od osoby), naprawy, części zamienne, wsparcie techniczne, koszty paliwa i uzbrojenia. Strona polska musiała zapłacić już za postój okrętów w amerykańskim porcie, zanim Amerykanie zakończyli i ch wyposażanie... Koszty eksploatacji okazały się na tyle duże (nieoficjalnie szacowane są na 300-400 mln zł do 2005), że MW zdecydowała się utrzymać jako bojowy tylko jeden z okrętów, drugi służy tylko do szkolenia i pozostaje nieuzbrojony. W tym samym czasie MW nie miała środków na budowę nowoczesnych polskich korwet powstających w Stoczni Marynarki Wojennej.
Jak wynika z tekstu mamy więc na uzbrojeniu fregatę artyleryjską i hulk pełnomorski. Tak trzymać.Stare amerykańskie fregaty miały służyć do pływania w natowskich zespołach poza bałtykiem. Dziś tylko jedna z nich, praktycznie nieuzbrojona, z trudem nadaje się do wykonywania tego zadania, druga jest przede wszystkim składnicą części. Jedyny z nich pożytek, to możliwość - bardzo drogiego - szkolenia grupy marynarzy i lotników.
Padł tutaj zarzut, że artykuł jest wyjątkowo stronniczy. Dlaczego? Bo nie jest zgodny z linią naszej polityki włażenia w dupę Amerykanom?
Proszę o wyjaśnienie.
Pozdrawiam!
Jacek