PawBur pisze:Maciej, tak trochę z boku całej dyskusji. Mając na uwadze to co piszesz o okrętach typu SD, których też raczej nie lubię, możesz napisać czy w ogóle widzisz sens ich budowy? Czy nie lepiej było walnąć więcej NC (tak, pamiętam o wibracjach), nie bawić się w jakieś pokraczne projekty (w sensie tracić czasu i jakiś tam środków na nie) a potem zbudować jakąś tam , pewnie trochę inną w tej sytuacji Iowę?
Szczerze mówiąc zgadzam się z tym w 100%. Zresztą nie tylko ja. Któryś z autorów, znanych i uznanych, napisał coś podobnego.
Nie pamiętam który i gdzie, ale jakbym miał stawiać w ciemno to bym postawił na Friedmana.
Pomijając badziewność południowych dakotek czy jej brak, bezsprzeczną ich „winą” było to, że trochę ( pytanie ile? ) opóźniły pracę nad Iowkami.
Trzeba by przejrzeć daty ogłaszania klauzul eskalacyjnych, ale tak bez sprawdzania to wydaje mi się, że jakby odpuścić sobie prace nad SD i zbudować dwie kolejne Północne Karoliny, to dałoby się na czas zbudować Illinois i Kentucky, a w każdym razie pierwsze Iowki by weszły do służby kiedy jeszcze były naprawdę potrzebne. ( z tymi drganiami na Karolciach to jest problem, ale na początku to one rozmontowywały okręt i wyrywały z mocowań dalocelowniki, ale potem pogrzebali i już tylko załodze wypływały oczy a jak jeszcze pogrzebali, to plomby z zębów. Po tych zmianach komfortowe to nie było, ale dało się z tym żyć. Coś jak z systematycznym zalewaniem dziobowych wież na Królach Jerzych )
Kto wie, może by dali radę z jedną Montaną?
Ale żeby taką decyzję podjąć, to by trzeba mieć wiedzę której oni wtedy nie mieli.
Pod koniec lat 30-tych możliwość zbudowania czterech nowych pancerników i lekkie opóźnienie następców, wydawało się rozwiązaniem optymalnym.
Jak można nie lubić okrętu będąc shiploverem?
Wiem, że zabrzmi to mało wiarygodnie, ale wcale tych okrętów nie „nielubię”. Kiedyś nawet je uznawałem za jedne z najlepszych ( najlepsze? ) pancerniki II wojny. Potem mi przeszło.
Natomiast doskonale sobie zdaję sprawę, że wylewanie pomyj na te powszechnie uznane za świetne okręty, jest nieco mało popularne. Jednocześnie wiem, że uznawanie za debeściaki okrętów powszechnie uznanych za marne, no powiedzmy średnie, jest równie mało popularne i może budzić podejrzenia o brak obiektywizmu. No więc z góry mówię, że KGV z definicji „najlepszym pancernikiem świata był” a „South Dakota to badziew” i mam rozwiązany problem udowadniania czy jestem wielbłądem czy też słoniem.
trudno mi uwierzyć w aż tak słabą dzielność morską, którą wypomina Maciej.
Szczerze mówiąc też nie mogłem w to uwierzyć. Zajęło mi to jakieś 3 miesiące.
Jak bym miał przed oczami opis podany przez jakiegoś autora co tam coś zinterpretował a to zostało jeszcze 3x przekłamane to bym w to nie uwierzył, bo to faktycznie brzmi jakoś nieprawdopodobnie.
Ale jak mam przed oczami oryginalny raport z tamtego okresu to co mi pozostaje? Zaakceptować, albo iść w zaparte. Że co, że ktoś coś zmienił przed opublikowaniem? Czy też piszący go był pijany, albo po prostu niekompetentny i nie widział co pisze. Wtedy dzielność morska nie będzie taka zła.
Albo, że co odosobniony przypadek? Zwarcia w wieży Anton ( hehe ) OK, przypadek.
Coś tam można pouszczelniać. Ale reszta?
Wybierzcie sobie sami. Po długim namyśle zdecydowałem się na badziewność, ale nie wymagam od nikogo, że zrobi to samo.
Maciej, akurat Jankesi po drodze do Maroka pogodę mieli po zbóju, sztorm że hej, CA kolebały się o 30 stopni (ile jeziorowiec nie wiem), a załogi CVE obstawiały, z którego przechyłu ich okręt już się nie podniesie. Uspokoiło się praktycznie w ostatniej chwili, bo inaczej sam desant byłby niemożliwy.
No właśnie. W trakcie rejsu do „Europy”. Potem było trochę czasu na „podokręcanie śrubek” inaczej całą akcję by diabli wzięli niezależnie od tego czy Mess mógłby walczyć na fali czy nie. W związku z tym ta konkretna właściwość nie miała w tym konkretnym przypadku znaczenia.
Jakoś chyba nikt nie brał pod uwagę możliwości, że w przypadku braku desantu i utrzymującego się sztormu niewykończony janek z jedną wieżą wyjdzie sobie polować na transportowce.
Chodziło mi o to że walka South Dakotą podczas fal jest cokolwiek utrudniona. A nie że fale kiedyś tam na trwałe załatwiają okręt. Okręty mają całkiem spore zdolności samonaprawcze. A Amerykanie całkiem dobrze sobie z takimi naprawami radzili ( tak generalnie, pewnie da się znaleźć przykłady czegoś odwrotnego, ale po co? )
Celem jest realizacja zadania!
A co jeśli tak wyjdzie, że realizacją zadania
jest pojedynek 1:1 czy prawie 1:1?
Nie zawsze się udaje uzyskać taką przewagę jak w Surigao, czy „wziąć podstępem” jak Kirishimę.
Czasem trzeba się namęczyć jak przyszło PoW pukać się z Bismarckiem.
a chodzenie na Bismarcka dygresja – jak już co do czego przyszło, to żaden debeściak do niego nie startował
Halsey. W czasie Birmarcka to był gotowy KGV
dodano - powiedzmy. Wejście do służby grudzień 1940 - czyli 4 miesiące po Bismarcku. Zgodnie z niemieckimi standardami, powinien jeszcze ponad 4 miesiące spędzić na szkoleniu. Mniej się nie da a tu proszę. a PoW powinien siedzieć w stoczni i usuwać usterki. Jak przyszło co do czego, to PoW staną, ale mu nie wyszło. Uzasadnienie było.
A jak Bismarck był już po trafieniu z Ark Royala – a niby dlaczego miałby iść sam król, jak pod ręką było jeszcze dodatkowych 9 dział 16 calowych?
Powiedz szczerze – nawet jak byś był na Yamato ( czy Iowce wszystko jedno, co kto lubi ) to zrezygnowałbyć ze wsparcia Rodneya, wiedząc, że przeciwnik i tak nie ma szybkości żeby zwiać?
Ja bym nie zrezygnował.
Alkoholik miał pomysł zaprząc do niej Norkę i Waśka, by móc posłać Diuka na Indyka (w towarzystwie Reni). I molestował Prezia, by nie zabierał Waśka póki King nie wyjdzie z warsztatu.
No właśnie. Mamy rok 1942. DoY jest tylko trochę starszy od PoW w trakcie walki z Bismarckiem. Anson i Howe jeszcze nie ukończone ( w ogóle ) albo świeższe niż PoW.
Renowna do walki z Tirpitzem to bym nie posyłał. W każdym razie nie samego, ale jakby robił za dostawkę, to jaką masz gwarancję, że Niemcy nie postanowią najpierw rozprawić się z nim?
PoW już jest okrętem podwodnym.
Zostaje KGV i niech będzie DoY, w sumie z każdym miesiącem coraz bardziej gotowy.
Niech no któryś będzie wymagał choćby okresowego remontu, a drugi wejdzie na minę i klops.
A Joggi zapomniałem.
Kiedyś pytałeś o co mi chodzi z Niemcami w kontekście stateczności i paliwa.
Otóż Niemcy, jako chyba jedyni na świecie, sporą część paliwa mieli w zbiornikach nad linią wodną.
W efekcie zatankowania pod korek stateczność spadała niż jak paliwa było mniej.
Niektórzy nawet wskazują, że z tego powodu nie miało większego znaczenia czy Bismarck zatankował do pełna przed walką z Hoodem czy nie. Przy pełnych zbiornikach paliwa było niemożliwe poprawne wytrymowanie tej jednostki do walki. Ryła dziobem.
Czyli przed akcją trzeba było i tak przepompować odpowiednią ilość paliwa na rurę, albo wywalić za burtę.
Czy to prawda, ciężko mi powiedzieć, ale jak dla mnie jest prawie przekonywające.